Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Larum
dodano 19.11.2008
Pochowałem mego przyjaciela. Choć uczyniłem to dawno temu, ciało jego wciąż drga mi przed oczyma wyobraźni, z szyją zagnieżdżoną w grubej pętli konopnego sznura przerzuconego przez konar i przywiązanego do pnia.
Od tamtego poranka mój przyjaciel co noc składał mi wizytę w królestwie Snów, które dla mnie miało postać sprószonego popiołem bezkresu z płonącym, samotnym drzewem, a ja nie mogłem w żaden sposób odrzucić zaproszenia do tego miejsca. Groza zamykała mnie coraz bardziej w ciasnej klatce szaleństwa. Nieważne czym spał w innym łożu czy domu – rano zawsze budziłem się złapany, jak ryba w sieć, w lepiące się do ciała, poplamione, szkarłatne prześcieradło. Pewnej nocy zdecydowałem się spać na podłodze, byle tylko móc zaznać trochę spokoju. Wierzyłem, że twardość podłoża, niewygoda, zimno, które powodowało dreszcze; dreszcze co wstrząsały spazmatycznie mym znękanym ciałem, dadzą mi kilka godzin spokojnego snu, a rano ujrzę koc i dywan takimi samymi jak wieczorem, gdym kładł się spać.
Ach, ja naiwny!
Tamtej nocy kolce rodziły się bardzo szybko, z dziecięcą łapczywością, nie mogąc nasycić się czerwonej rosy.
Czymże była ta nieznana mi klątwa, co trawiła me zdrowe zmysły każdego poranka? Szyderczym uśmiechem losu, a może tylko rzeczą najzwyklejszą w świecie, która z milionów ludzi na Ziemi wybrała na swą ofiarę właśnie mnie? W końcu: czy to ja byłem przeklęty czy to może dom mych dziecinnych lat, w którym mieszkałem aż do tej chwili?
Cóż o mym życiu miałem myśleć tamtego dnia, gdym kroczył błotnistą drogą, odciskając ślady butów w brudnym, zmoczonym ulewnym deszczem podłożu, co chrzęściło za każdym razem, gdym stawiał krok? Tylko mocno już wtedy nadwątloną siłą woli omijałem kałuże, by się nie zamoczyć, gdyż nie miałem absolutnie chęci uważania na coś tak lichego jak moje obuwie. Me życie zamieniło się w naczynie z grozą; esencją strachu i szaleństwa. Przechodziłem przez drogę w znanym mi tylko z nazwy miasteczku, pod stalową kopułą nabrzmiałych od wody chmur, powiewającym silnymi szarpnięciami wietrze i pod wzrokiem kilkunastu ludzi, którzy akurat znaleźli się w tym właśnie momencie swego życia, aby ujrzeć obcego, nietutejszego człowieka, dla których nic nie znaczył i którego nie chcieli poznawać; człowieka o którym nie wiedzieli nic, lecz już go ocenili i skazali; widzieli bowiem zaplamione, niechlujne ubranie i zmęczoną twarz ze szczeciną zarostu, podkrążonymi oczyma i kołtunem włosów na głowie; twarz młodego niegdyś mężczyzny. Widzieli jak przechodził przez ulicę dzierżąc w słabej dłoni walizkę, kierując się zapewne do zajazdu, co stał zmęczony i stary na rogu, jak żebrak, co swym wyglądem pragnie uprosić jałmużny. Wiedzieli, że owo miejsce nie ma dobrej sławy, że dziwnym trafem często zatrzymują się tam, bez żadnej wyraźnej przyczyny, ani tym bardziej żadnych głosów ze strony mieszkańców, ludzie dziwni, nierzadko przerażający, co gdy przemykają nocą pod murami domostw, widać że chowają za płaszczem, na wysokości serca, jakąś mroczną tajemnicę.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW