Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Larum
dodano 19.11.2008
Pochowałem mego przyjaciela. Choć uczyniłem to dawno temu, ciało jego wciąż drga mi przed oczyma wyobraźni, z szyją zagnieżdżoną w grubej pętli konopnego sznura przerzuconego przez konar i przywiązanego do pnia.
Włożyłem dłoń w zimne naczynie; woda czerwieniła się szybko. Przemywałem ranę; obok, na podłodze złożyłem bandaż. Gniew mój opadał powoli w rytm pulsującej rany wypluwającej strugę krwi.
Zdenerwowanie wyszarpnęło zarówno ze mego ciała, jak i duszy sporo sił, toteż za chwilę usiadłem na podłodze, opierając się z lekka o ścianę. Podtrzymywałem owinięty już bandażem palec starając się zatamować krew.
Siedziałem zmęczony z półprzymkniętymi powiekami, trzymając się za dłoń.
Zakrwawiony bandaż odrzuciłem daleko za siebie. Skaleczoną dłoń z zasklepioną już raną trzymałem w wodzie, starając się zmyć plamy wyschniętej krwi. Mocno tarłem dół zranionego palca. Chciałem by to zniknęło. Zdziwienie dawno już przeszło w strach i niedowierzanie. Zostałem naznaczony.
Silnie pocierałem palec. Tak bardzo chciałem, by to znamię zniknęło.
Usiadłem załamany pod ścianą. Nie chciałem patrzeć na dłoń. Strach powoli ustępował, lecz nie rozumiałem nic z tej sytuacji. Na zranionym palcu pozostał mi szlak zakrzepłej krwi, mieniący się kształtem i blaskiem jak pierścień.
Stałem w nocnym oknie nabierając zimnego powietrza. Na palcu czerwieniła się obrączka z zaschniętej krwi. Jej symbol i znaczenie pozostały dla mnie zakryte. Do czasu. Spojrzałem na swą sypialnię. Było bardzo ciemno i bardzo zimno.
Oto wszystko się zaczęło.
Od tamtego to dnia początek wzięła moja powolna agonia. Jej kulminacja zawsze przychodziła ciemną nocą, gdym pogrążony w odmętach świadomości był najbardziej bezbronny.
Co noc śniłem sen; tę dziwną opowieść, w której sami jesteśmy aktorami, jednocześnie nie mogąc tchnąć życia w naszą postać, interpretować i nadawać jej kształt. Jesteśmy tylko marionetkami. Początkowo budziłem się gwałtownie, zmęczony walką z koszmarem, wyrywaniem się z jego zaciśniętej pięści. Zimny pot zlewał mi ciało, a serce biło tak mocno, iż wydawało się, że jest jakimś oddzielnym bytem; istotą, co żyje samodzielnie nie bacząc wcale na całą resztę mnie. Budziłem się z krzykiem, krzykiem przestrachu, który potem stał się krzykiem rozpaczy… a na końcu… szaleństwa. Budziłem się oblepiony mazią koszmaru i … krwią.
Oto me straceńcze urojenie; sen co nawiedza mnie każdej nocy, mimo tego, że jak każe obyczaj oddałem memu przyjacielowi ostatnią posługę oraz pomimo czasu, jaki upłynął od tego wydarzenia.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW