Start
Profil
Pino quizy
pino gry
o pino
Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie

Larum

dodano 19.11.2008
Ocena:

Pochowałem mego przyjaciela. Choć uczyniłem to dawno temu, ciało jego wciąż drga mi przed oczyma wyobraźni, z szyją zagnieżdżoną w grubej pętli konopnego sznura przerzuconego przez konar i przywiązanego do pnia.


Późna była już pora, gdym usłyszał kroki na schodach. Z nagłego przestrachu drgnąłem nerwowo i spazmatycznie. Mężczyzna w czerni stał w połowie drogi między mną a parterem. Czy księża nigdy nie kołaczą? Szybko uciekłem od niego wzrokiem, by nie zajrzał mi w oczy. Może to święty obowiązek kapłanów wchodzić do każdego domu z pozdrowieniem pokoju bez kołatania?

W milczeniu zeszliśmy do sypialni.
Nie paliło się tu żadne światło, żaden płomyk. Mrok mieszał się z kilkoma kroplami srebra wylanego zza okna. Panowała cisza, milczenie. Mógłbym powiedzieć spokój, lecz czyż nie spojrzałem w tamtej chwili na me łoże? Na meble, dywany, obrazy, w które wżarł się strach, co cuchnął potwornie?

Czyż w lustrze nad komodą nie widziałem twarzy szaleńca?

Na środku sypialni postawiłem stół z małym krzyżem, dwiema świecami i wodą święconą. Nie wiedziałem czy jest to konieczne podczas obrzędu, lecz wydawało mi się, że powinienem był je tutaj przynieść; ten czyn był tylko trzepotem skrzydełek dawno zapomnianych rytuałów, jakąś ich iskrą, płomykiem. Przyniesienie tych rzeczy dało mi nikłe poczucie, że miałem jeszcze jakąkolwiek możność panowania nad tym, co się wokół mnie działo.

Wszędzie dookoła było ciemno; mrok wypełnił także mą duszę i serce. Zapaliłem świece i w napięciu czekałem na egzorcyzm; modlitwę, która miała uwolnić mnie z pęt koszmaru. Nagle, nie dostrzegając tego świadomością i zmysłami, całkiem mimowolnie, zacząłem cofać się ku ścianie niezgrabnymi, drobnymi krokami. Później wszakże zdałem sobie sprawę, że moje ruchy połączone były z krokami kapłana, zmierzającego do stolika, jakąś dziwną, nieznaną mi z przyczyny nicią,. Ja szedłem w tył; on – sługa boży, od którego zależała teraz moja przyszłość, parł naprzód otoczony niewidzialnym dymem z kadzidła, którego przecież nie zabrał ze swego kościoła; dymem spokoju, jakiejś dostojności, czegoś dla mnie niepojętego.

Zatrzymałem się czując, że od ściany dzieli mnie kilka zaledwie cali. Zadrżałem lekko patrząc na kapłana zakładającego jakąś fioletową szarfę i całującego krzyż. Jakże dziwnie tu wyglądał – sługa dobra w miejscu, gdzie jak z głębokiej studni można było zaczerpnąć gęstego jak smoła strachu; w domu, gdzie w każdym miejscu czaiło się coś złego, gdzie zawsze miałem świadomość czyjejś obecności. Czasem stąpając po deskach schodów z lampą w dłoni czułem, że ktoś postępuje za mymi nagimi plecami pośród cieni przyczepionych do kątów, ślizgających się po suficie, oblepiających ściany; cieni o kształtach ze strasznych opowieści; one to przerażały mnie do cna, gdym wchodził nocą po schodach z jednym małym kagankiem w dłoni, jak głupiec próbując odebrać ciemności to, czym już zawładnęła. Czasem zatrzymywałem się w pół kroku, na środku schodów i, niech szczeznę, jeśli kłamię!, odczuwałem tam, za plecami, w mroku wsączającym się we ściany, obecność jakiejś istoty. Czułem jak jakaś stara, wysuszona dłoń zaciska się z wielką siłą na poręczy i od tego d o t y k u drży cała konstrukcja, jak deski pragną jęczeć pod ciężarem tego czegoś; tej istoty, od której wzrok musiał odwracać nawet sam diabeł. Czułem jak stopnie chcą to z siebie zrzucić i w przerażającej niemocy nie potrafią tego uczynić. O nieba! Uświadamiałem sobie, że nie są w stanie nic zrobić, gdyż To zawładnęło wszystkim wokół, a wyszło przecież z mego łoża. Doświadczałem obecności tej ciemnej, piekielnej materii, gdy dębiały mi włosy, gdy serce zamierało w piersi, gdy dłonie trzęsły się, gdy rozsądek uciekał precz. Rzucałem się tedy do ucieczki; szalonego biegu połykającego po kilka stopni naraz, czując paskudne mrowienie na plecach – to każdy mój mięsień krzyczał, by uciekać szybciej, bo widział jak To wyciąga swą rękę – straszną, zasuszoną dłoń z pożółkłymi, połamanymi paznokciami; pazury tej ręki chciało zatopić w mych plecach, wbić się między kręgi, do rdzenia, tak by nie zabić, lecz zamienić mnie w istotę podobną do rośliny na łące, a ją przecież można deptać bez litości. Biegłem jak szaleniec, czując ciepło czyjegoś wzroku na plecach. Wpadałem do mego gabinetu, zatrzaskując drzwi, przebiegając do przeciwległej ściany i przywierając do niej. Nie chciałem zbliżać się do rogów pomieszczenia. Spocony, rozdygotany, spalałem się z przerażenia. Tylko jedna myśl przemykała mi przez głowę; myśl ta jednak miała moc wybuchu wulkanu, co uwalnia ogniste fale; dla mnie były to fale zwierzęcego wprost strachu przed unicestwieniem. Osuwałem się wtedy po ścianie na podłogę; kolana podciągałem pod brodę, cały czas trzęsąc się jak w febrze i czekałem; czekałem sparaliżowany, będąc zdolnym jedynie do tego by wpatrywać się z lękiem w drzwi, czekając… Zawsze bałem przyznać się do tego przed sobą, lecz w tamtych chwilach, gdy panika opadła, a ja uwięziony od tylu dni we własnym domu, w ciemnym pokoju, z dogasającą jedyną lampą, wiedząc że nigdy nie uda mi się uciec od takiego życia, czekałem na śmierć, która w końcu uwolniłaby mnie od koszmaru, który wypełnił moje dni jak ciało mego druha wypełniło trumnę. Po brzegi.

Znów stałem pod ścianą. Znów drżałem. Znów mogłem tylko czekać na to, co się wydarzy. Ksiądz wydawał się być gotowy. Patrzył na mnie spokojnie. Czyżby na coś czekał?

Cóż miałem uczynić? Nade wszystko pragnąłem, by rozpoczynająca się modlitwa była początkiem końca mej niedoli. Podszedłem niezdarnie do stołu; gdym to czynił kapłan wykonał nade mną znak krzyża. Stanąłem więc ze splecionymi dłońmi i pochyloną głową, a on… zdałem sobie sprawę, że nie czynił nic, lecz wpatrywał się we mnie z surową miną. W mroku pokoju sylwetka odziana w czarną suknię niemal stopiła się w jedno z czernią pomieszczenia. Czy możliwe, aby on również był częścią tego wszystkiego? Rozpoznawałem jedynie owal twarzy i biały pasek w kołnierzyku. Usta były ściśnięte; oczy od początku dla mnie nieodgadnione, teraz były dla mnie także niedostrzegalne. Tu było zbyt ciemno. Czy to możliwe, aby mrok zgęstniał od czasu naszego pojawienia się tutaj?

Nagle zwątpienie ponownie zacisnęło mi swą grubą pętlę jednocześnie na sercu, ustach i umyśle. Czy on w ogóle wierzył? Czy wierzył w to, co mówił? Co to znaczy wierzyć? Być może jest to tylko rzemieślnik, zręczny żongler ludzkimi nadziejami i pragnieniami, który minął się z powołaniem? Stałem zdezorientowany pod ciężkim spojrzeniem kapłańskich oczu. Czy cała ma nadziej na ratunek z Bożych rąk miała prysnąć przez szarżę pytań, na które sam nie znajdę odpowiedzi? Cóż wiem o tym człowieku i jak mogę go osądzać, skoro domyślam się tylko, iż codziennie rano po nocnym spoczynku wstaje, by pierwsze, co zrobić, to nałożyć tę sutannę?

Na co on czekał? Musisz się przeżegnać, synu. – powiedział zwięźle.

Uczyniłem, co kazał.
   Larum - zobacz źródło wróc do artykułów
 
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
Aby dodac komentarz należy się zalogować.
 
REKLAMA
 
UŻYTKOWNIK: Martin_P
avatar

O mnie
W serwisie od:
07.06.2007
Dodaj do znajomych

 
INNE OD Martin_P
 
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
 
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW
21.09.2009 10:24:34
02.06.2009 19:31:08
09.06.2009 18:03:13
27.04.2009 18:23:22
 
zobacz więcej
 
Społeczność Witamy w serwisie Pino.pl. Nasz serwis to

nowoczesny portal społecznościowy

w pełni tworzony przez naszych Użytkowników. Dołącz do naszej społeczności. Poznaj świetnych ludzi, kontaktuj się z nimi, baw się rozwiązując quizy, graj w gry, twórz własne blogi, pokazuj swoje zdjęcia i video. Pino.pl to serwis społecznościowy dla wszystkich tych, którzy chcą świetnie się bawić, korzystać z wielu możliwości i poznać coś nowego. Społeczność, rozrywka, fun, ludzie i zabawa. Zarejestruj się i dołącz do nas.
Pino
Reklama
O Pino
Polityka prywatności
Pomoc
Regulamin
Blog
Reklamacje
Kontakt
Polecane strony
Darmowy hosting
Playa.PL - najlepsze gry
Filmiki
Miłość
Prezentacje