Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Raj na Ziemi
dodano 03.08.2009
Lekko surrealistyczne opowiadanko.
Dni mijały a Malkolm i młodszy od niego o dwa lata Rudy, jeśli tylko nie ćwiczyli w piwnicy na swoich rozklekotanych gitarach z Chickiem i Sniffem , cały czas doskonalili program, i wzbogacali go o elementy wiedzy z zakresu kabały i numerologii, ale pomimo nieustannej pracy - bo odkąd zaczęli pracować nad programem, do szkoły w ogóle już nie chodzili - z wyników swoich działań, nadal nie byli zadowoleni. Siedząc w okropnie zadymionym papierosowym dymem pokoju Malkolma, przed wejściem do którego widniała słynna inskrypcja z teatru THE THEATER: Totus mundis agit historianem, śpiewali głośno piosenki w rodzaju: „utopię waszą utopię, utopię ją w potopie…”, albo
nie piję wódki,
nie jem mięsa,
nie chodzę do kościoła
o nie, o nie nie
o nie o nie nie
pale papierosy,
a czasami zioła
nie jem mięsa, nie chodzę do kościoła
o je, o je je
o je, o je je
tak jest i inaczej jest
Tak jest, i inaczej jest
o je o je je
o je o je je
Wróćmy jednak do niesławnej sprawy wyrzucenia z pracy Smyfa. Właściciel firmy i jej szef, w jednej osobie pan Lary, wyznawał jedną z gałęzi, tak obecnie modnej scientologii, w slangu nazywaną “środkową odnogą doktryny”. Czym była scjentologia? I na początku od razu wyjaśnię, że nie chodzi o popularną wtedy mieszankę religii, głównie pochodzenia wschodniego, z nauką. A raczej o rodzaj „deifikacji” nauki i pseudonaukowych przesądów.
Lary miał satysfakcję, że w kraju w którym chrześcijańska większość chociaż nie zbyt przyjaźnie patrzyła na „scientyków”, na dodatek pochodzących z zagranicy, a u nich robiących pieniądze i próbujących odnieść sukces, - to właśnie on, przedstawiciel podwójnej mniejszości miał władzę nad chrześcijańskimi pracownikami firmy. Przyjmował więc ostentacyjnie podwładnych, w swoim gabinecie prezesa, siedząc ze skrzyżowanymi nogami w wygodnym “skórzastym” fotelu, i w dłoni prawej ręki trzymając wielki różaniec z sandałowego drzewa. Obracał jego koralikami, mówiąc półgłosem mantry, i jednocześnie rozmawiał z wezwanym przez siebie pracownikiem, zwykle stojącym w rogu pokoju, z opuszczoną głową i zawstydzonym wyrazem twarzy niedaleko drzwi, i jak najdalej od szefa.
Podobną taktykę wobec swoich pracowników najemnych przyjmował Jess. Jess będąc z pochodzenia żydem, odszedł od wiary przodków i wyalienował się ze swojego dawnego środowiska, ale nie przeszkadzało mu to ostentacyjnie przyjmować swoich podwładnych w małej czarnej czapeczce na głowie, nazywanej w mieście w którym mieściła się główna siedziba firmy, mycką albo jarmułką. Jeśli widział jakieś ślady zażenowania u swojego rozmówcy, mówił wtedy - jeśli wam się nie podoba, nie musicie u mnie pracować, droga wolna uśmiechając się złośliwie przy tym. - Wolna wola i wolna droga - dodawał po chwili, cedząc powoli słowa i uważnie obserwując reakcję wezwanego na dywanik pracownika.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW