Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Wyemigrowała nawet zima
dodano 30.01.2007
Dokładnie o północy plac Battenberga w Sofii rozświetlił się masą kolorowych laserów i fajerwerków. – "Dziś spełniło się nasze największe marzenie" – powiedział do rozentuzjazmowanego tłumu premier Bułgarii Sergiej Staniszew. Na Dunaju – najbardziej europejskiej z rzek, którego linia brzegowa stanowi ¾ granicy Bułgarii i Rumunii, obywatele obu krajów spotkali się i w rytm „Ody do radości” gratulowali sobie nawzajem wejścia w szeregi Unii Europejskiej. Z całej Europy popłynęły gratulacje i listy pochwalne dla nowo przyjętych krajów. Tyle wersji oficjalnej.
Jego obawy nie są jednak bezpodstawne, gdyż liczba mieszkańców Bułgarii systematycznie maleje. W 1989 roku było ich prawie 9 milionów, teraz niewiele ponad 7. Winne temu są spowodowany słabością gospodarki ujemny przyrost naturalny, ale przede wszystkim wyjazdy Bułgarów za chlebem. Ponieważ prognozy na najbliższe lata wskazują dalsze kurczenie się narodu bułgarskiego, w sprawę zaangażował się rząd. Premier powołał specjalny zespół mający opracować strategię demograficznego rozwoju, a prezydent Purvanov zaproponował, aby wypłacać pieniądze bułgarskim emigrantom, którzy zdecydują się wrócić do ojczyzny.
Cały czas toczy też się tam dyskusja o „becikowym”, czyli gratyfikacji finansowej dla matek za rodzenie dzieci. "Tylko Bułgarzy mogli wpaść na tak głupi pomysł" – żartuje Veneta. Za chwilę wybucha śmiechem, gdy dowiaduje się o kolejnej rzeczy, która łączy nasze narody.
Kraina kontrastów
Niektórzy mówią, że Sofia to Bułgaria w miniaturze. Dla innych to miasto kontrastów. I rzeczywiście, centrum zwane żiltą pavetą (od koloru kostek brukowych, które nota bene zimą stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia pieszych) prezentuje się imponująco i niewiele różni od innych europejskich metropolii. Przechodzimy więc obok monumentalnego gmachu Uniwersytetu, oglądamy zapierającą dech w piersiach cerkiew Aleksandra Nevskiego mijając po drodze ekskluzywne hotele i drogie butiki. W końcu lądujemy na reprezentacyjnym bulwarze Vitosha, który według moich informatorek jest dziesiątą najdroższą ulicą na świecie. -
- "Nie znam nikogo, kto robiłby tu zakupy" – twierdzi z przekonaniem Veneta. Ale to chyba problem wszystkich postkomunistycznych demokracji – brak wyklarowanej klasy średniej. Jest grupa ludzi nieprzyzwoicie bogatych i reszta żyjąca w ubóstwie. Widać to tym lepiej, im bardziej miejski trolejbus oddala się od centrum. Nie ma już starannie wybrukowanych chodników, obok obdrapanych bloków walają się śmieci, a w łazience akademika z odrapaną farbą na ścianach karaluchy trenują biegi sprinterskie. Nie dziwi mnie już, że Bułgaria i Rumunia to najbiedniejsze kraje Unii.
Wieczorem lądujemy w barze. Przy dźwiękach czałgi, czyli bułgarskiego połączenia techno z muzyką bałkańską spotykam się z Eleną. Elena studiuje slawistykę i jest prawdziwym wulkanem energii. Wszędzie jej pełno. Choć mieszka w Sofii, mówi o sobie, że jest „dziewczyną z gór”. Uprawia wspinaczkę, a zimą przez kilka miesięcy szusuje po narciarskich stokach. Rozentuzjazmowana opowiada mi o tym, że koleżanka zaproponowała jej wyjazd do Aspen w Stanach i pracę w charakterze instruktora narciarskiego.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW