Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Jak otwierałem fabrykę LG, czyli Great Company Great People
dodano 07.09.2007
Kiedy rozpocząłem swoją „wielką” przygodę z azjatycką kulturą pracy w jednej z koreańskich firm grupy LG budujących swą fabrykę pod Wrocławiem, fabryki jeszcze nie było, ale rosła jak na drożdżach. Kiedy kończyłem pracę, okazało się...
- Jakiś porządny doktor powinien zajrzeć do naszej komory i ją wyleczyć – stwierdzam.
- I przydałby się jeszcze kot, bo myszy jest tu więcej niż wyprodukowanych lodówek. Jak z głodu zaczną przegryzać przewody, będzie afera – słusznie zauważa Maciek.
Za to Sławek, nasz nowozatrudniony inspektor ds. kontroli jest szczęśliwy.
- Będę miał darmowe żarcie dla węża, którego hoduję – i zastawia pułapkę, przy ścianie komory.
ABSOLUTNY TOP 5
Niespodziewanie odwiedza nas sam szczyt managementu LG. Członek zarządu z pierwszej piątki firmy. Jeden z tych, którzy rzadko wychodzą ze swojego 100 piętrowego biurowca LG w Korei. A dokładniej z ostatniego piętra, gdzie zwykły śmiertelnik nie ma prawa wstępu. Chciałoby się wręcz rzec, że to sam „bóg” zstąpił z niebios i zaszczycił nas są obecnością. Wizyta „boga” jest ściśle tajna. Ktoś mógłby zrobić jemu krzywdę w ramach wyrażania swoich uczuć religijnych. Sam „bóg” ma na oko około metr pięćdziesiąt wzrostu, antybłotne worki foliowe na stopach i dwa gumiaki nie od pary. W dodatku oba lewe. Podobno takie dostał w Castoramie czy innym OBI. Z dumą pokazujemy naszą komorę. „Bóg” z szerokim uśmiechem podchodzi do komory i dotyka klamki od drzwi wejściowych.
- OK – słyszymy jego głos.
- OK - potwierdzamy z dumą, choć to nieprawda.
Mamy kolejne błogosławieństwo. Odpływam ze szczęścia. Przez chwilę byłem tak blisko wielkiego międzynarodowego biznesu. Będę jeszcze opowiadał o tym dzieciom, jak nie zginę porażony prądem. Albo porażony po wypłacie, z której właściwym wyliczeniem wciąż są problemy, co powoduje dalsze niepokoje wśród załogi firmy. Kiedy zapada decyzja o nowej inwestycji TOSHIBY obok naszej fabryki, wiele osób z produkcji zapowiada, że się tam przeniesie, licząc na lepszą kasę.
- Całe szczęście, że gościu nie dotknął szafy sterowniczej. Ale byłaby afera, gdyby go pierdolnęło – mówi pan Zenek, który trzaska u nas drzwiami. – Niemcy to budowali komory – dodaje zaraz ze znawstwem tematu.
KOREAŃCZYK TEŻ CZŁOWIEK
Pan Zenek to ewenement. Zgodził się potrzaskać 100 tysięcy razy drzwiami próbnie wyprodukowanej serii lodówek w ramach testowania ich wytrzymałości. W Korei jest do tego specjalne drogie urządzenie. W Polsce mamy specjalnego tymczasowego taniego pracownika tzw. czasownika. Pan Zenek ma około 50 lat, obraca się w szemranym towarzystwie i czas nam umila swymi opowieściami z innego świata.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW