Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Solo Machine
dodano 25.05.2007
Sfrustrowani codziennością ludzie chcą pokonać lęk, poczuć adrenalinę, zaznać ryzyka na własną odpowiedzialność - a zarazem uciec od codziennej rutyny, w której tkwią, świadomi własnej bezsilności. Ekstremalne, sportowe sekty!
RUFIO – A tak dobrze się zapowiadał! Instruktor spokojnie wychodzi na klatkę, woła psa, zamyka drzwi
RUFIO – Nic ci się nie stało Azisku? Widzisz, jaki nie dobry, markowe buty mu w głowie, a ja przez lata wspinałem się w korkerach! – Uspakaja rozdrażnionego Azisa.- No już, już! Będziemy kładli się spać.
ABEND - Sekty to śmierć! Takie plakaty swego czasu można były rozlepiane na mieście. Licho nie śpi albo paradoks, ktoś, kto rozlepia tego typu afisze często reprezentuje, właśnie jedną z tych sekt, być może największą. Czy grupy, społeczne mogą działać wedle podobnych mechanizmów jak sekta? Wabienie, nabór, indoktrynacja, uzależnienie, pozyskanie wyznawcy na całe lata lub życie? Jestem pewien, że tak! Wracając do wyzwania: po dwóch miesiącach wytworzyła się nowa okazja. Tym razem dla rozrywki trenowałem z górna asekuracją i balastem przyczepionym do pasa VI.4. Brzęczały blachy, już nie wiem dokładnie, ale chyba dziesięciokilowe. Kilka ruchów i odpadnięcie, blok w linie i ponownie to samo. Wedle wykładni treningowych jest to nic innego jak tradycyjna metoda kształtowania siły. Po dwóch tygodniach miałem taki nadmiar energii, iż nie było możliwości abym nie dokonał przełomu. Do tej pory rekordem żywcowania była droga, „Abazy” VI. 3/VI.3+ Wojtka Kurtyki. A ja, jako nikomu nieznany pretendent do tytułu, „naj” zaliczyłem VI.4/VI.4+ „Nos Żubra”. Byłem młody, naiwny i u szczytu formy! Czwartek gdzieś w mieście: ADAM – Każdy ma swojego psa! Ludzie słabi są psami silniejszych. Zwyrodnialcy lubią rozkazywać! ABEND - Czysta nie zapisana karta. Zależny od wyboru, miejsca, tożsamości, środowiska, grup społecznych. Do ekstremalnych wyczynów jak w kolejce pchają się ludzie o specyficznym sposobie rozumowania. Ciężko jest rokować, w jakim kierunku pójdą, może to być samo-destrukcja jak w przypadku Młokosa czy innych chartów, których person nie wspomnę. - Cieszę się, że dziś mogę żyć bez skał, adrenaliny i konkurowania. A Adam? Nie jest do końca realny i nie jest też w pełni fikcyjny. Coś po środku: boksował, jeździł na motokrosie, robił złe rzeczy, kopał rowy pod hipermarkety i zawsze był dziki! Widziałem jak wchodził w skałę, mknął jakby to czy przejdzie ją czy nie, stanowiło o jego przydatności. Ale samo zacięcie, a nawet siła ma swój kres. Kiedy człowiek natrafi na problem techniczny, trzeba ruszyć głową, być gibkim, wygiąć się w balansie, obciążyć jedną z rąk, żeby się nadmiernie nie eksploatowała, nabrać tlenu i atakować. Bynajmniej nie po to, żeby komuś coś udowodnić, lecz, celem jest być w nowych miejscach, uczyć się na własnych błędach, że nie jest się doskonałym. Na odpowiedź Wojtka Kurtyki, nie trzeba było długo czekać. Doświadczony wspinacz poczuł się urażony utratą pozycji „naj”. Zaś Kosmaty oskarżył mnie, że przy pomocy młotka i dłuta powiększyłem sobie chwyty i dlatego mogłem zrobić pierwsze w Polsce VI.4. Zazdrość i chroniczna kontrreakcja, świadczyła o niczym innym jak głupocie, sprawy się klarowały. Ciśnienie tworzyło ciśnienie. Wojciech Kurtyka dla obrony swojego honoru przeszedł bez asekuracji VI 5 „Chińskiego Maharadżdze”. Jak napisano: To powalające na kolana przejście miało być może przywrócić właściwe proporcje niektórym najmłodszym aspirantom do tytułu „naj”!
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW