Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Ekstremalne porody. Wywiad.
dodano 12.09.2007
Ten wywiad mógł ukazać się tylko w tak niezależnym medium, jakim jest mój blog.
Zgadza się - po prostu musieliśmy się kryć, żaden szpital nie zgodziłby się na podobne praktyki. Poród odbył się w chatce nad jeziorem Unniskaepeg, tam, gdzie teraz mieści się moja klinika.
Właściwie do samego końca nie wiedzieliśmy, jak mamy zekstremalizować poród. Nie mogliśmy przecież ostrzeliwać domku z ciężkiej artylerii (przyczyna świetnego zdrowia wielu osób pochodzących z okolic Ypres czy Verdun), nie mogliśmy także umieścić jej na małej łódeczce na wzburzonym morzu (poród mógłby być doskonały, tyle że zakończony zatonięciem), wielu innych stresogennych faktorów również nie mogliśmy zastosować.
Z pomocą przyszedł nam przypadek - fakt, że działo się to w roku 1984. W mediach było głośno o książce Orwella. Z niej zaczerpnęliśmy inspirację -podczas porodu powinno się pojawić to, czego matka się najbardziej obawia.
U Orwella były to szczury, u Susan Caldrow - węże.
Mieliśmy dużo szczęścia - węże było łatwo załatwić. Dobrze, że jej największym lękiem nie był na przykład niedźwiedź polarny (śmiech).
Umieściliśmy węże - prawdziwe, w słoikach - oraz gumowe atrapy w całym mieszkaniu. Dzięki poświęceniu Edwarda Susan codziennie znajdowała je w szufladzie z bielizną czy w bucie. Oczywiście były to w większości niejadowite osobniki, tym niemniej Susan i tak miała porządną dawkę stresu przez cały okres ciąży. No i nigdy nie wiedziała, czy dany wąż jest jadowity czy nie; bała się też o Edwarda, który cały czas tymi nieszczęsnymi wężami się zajmował.
Ja też nieraz się najadłem strachu, gdy odwiedzałem ich dom, aby zbadać Susan...
Po pierwszym - uwieńczonym sukcesem - porodzie, przyszły kolejne.
Wszystko odbywało się w głębokiej konspiracji. Byłem bardzo przekonany do słuszności naszej koncepcji, tym niemniej wiedziałem, że aby zaprezentować ją światu, muszę zebrać większą liczbę dowodów. Oczywiście miałem ułatwione zadanie - w szpitalu spotkałem wiele kobiet, których kolejne ciąże kończyły się poronieniami czy tragicznymi porodami. Działałem wtedy jak szpieg - starałem się poznać je, zdobyć ich zaufanie, a potem przedstawiałem im alternatywę - na ogół się godziły. A po udanym porodzie polecały mnie innym kobietom z podobnymi problemami. Zresztą niektóre z moich pierwszych pacjentek do tej pory są aktywne w ruchu ekstremalnych porodów.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW