Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Mayday Polska 2006 - relacja z imprezy.
dodano 29.11.2006
Mayday Polska Word Club 2006 mamy już za sobą. Bramy katowickiego Spodka zatrzasnęły się za nami kilkanaście godzin temu. Po siódmej edycji tej imprezy pozostały nam już tylko wspomnienia... Ja moje zebrałam w jedną całość i tradycyjnie postanowiłam podzielic
Po tej godzinie udałam się ponownie na scenę główną. Tam, z trybun oglądałam i słuchałam występu formacji Kosheen. To brytyjskie trio zaprezentowało nam coś zupełnie odmiennego – ich występ przypominał bardziej koncert i odróżniał się znacząco od pozostałych występów na scenie live. Według mnie był bardzo ciekawy. Zagrali między innymi swoje największe przeboje czyli „Catch” oraz „Hide U”. Głos wokalistki - Sian Evans doskonale współgrał z sekwencjami muzycznymi, jakie prezentują jej towarzysze z zespołu. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pewien późniejszy incydent, o którym wspomnę jeszcze w dalszej części relacji, przy okazji seta Dominiaka Eulberga... Po Kosheen udałam się na parkiet, by posłuchać kolejnego live actu – tym razem w wykonaniu Johannesa Heila. Ta wybitna postać, przybyła do nas prosto z Frankfurtu. Nie ukrywam, że był to dla mnie jeden z najważniejszych punktów całego programu tegorocznego Mayday. Tak jak przypuszczałam, Heil nie zawiódł mnie ani trochę. Początek bardzo łagodny, potem nieco szybciej, jednak cały czas należycie delikatnie i niezwykle klimatycznie. Słuchając go jednak, miałam wrażenie, że o wiele lepiej jego live brzmiałby w małym, przytulnym klubie, z dopasowanym nagłośnieniem i odpowiednią publiką. Jak dla mnie zbyt wielka moc basu ujmowała na wartości temu wielkiemu występowi. Jego subtelny ton został zagłuszony dźwiękiem... Paradoks? Kto czuł – ten wie...
Po godzinie 23:00 na drugiej scenie pojawił się Moguai. Nie porwał mnie jakoś specjalnie swym setem, pewnie dlatego, że to, co zaprezentował było dla mnie dość powszechne i często spotykane. Nie znaczy to jednak, że zagrał źle. Po prostu, ten jego godzinny występ nic nowego mi nie pokazał i niczego nowego nie nauczył. Po nim, ze sceny live, ponownie rozbrzmiały dźwięki. Tym razem był to występ duetu z Berlina czyli Alter Ego. Prawdę powiedziawszy spodziewałam się po nich wybuchu jakiejś elektronicznej bomby i rozgrzania publiki do czerwoności. Chyba z lekka się przeliczyłam, gdyż ich występ był po prostu dobry, jednakże pozbawiony jakiejkolwiek siły przebicia. Po ich zmieniłam ulokowanie i ponownie przeniosłam się, już po raz ostatni, na lodowisko. Trafiłam dokładnie na początek seta dja ze Słowenii - Valentino Kanzyaniego. Nieco trance’owy wstęp lekko mnie wtedy zniechęcił. Pomyślałam, że być może kolejny dj zmienił swój styl. I tu spotkało mnie następne miłe zaskoczenie. To był tylko początek! Dalsza część była już całkiem inna. Techniczna mieszanka utworów, doskonały mix podany w niezwykle wyjątkowej formie. Końcówka z mocniejszymi minimalowymi wstawkami. Doskonałe połączenie stylów oraz wyjątkowo ciekawy pomysł na seta - po prostu finezja dla uszu spragnionych dobrych brzmień. Z mej strony, o dziwo, bardzo duży plus. Po Valentino za decki weszła przeurocza djka z Rosji czyli Lady Waks. Na występ tej pani czekałam z niecierpliwością, gdyż rok temu opuściłam jej występ, a na relacji z Vivy wywarł na mnie ogromnie duże wrażenie. Tym razem było podobnie. Ta drobna kobieta ma w sobie niezliczoną ilość potencjału. Za deckami prezentuje się niezwykle urokliwie, co w połączeniu z jej bardzo dobrym kunsztem djskim owocuje w niezapomniane wrażenia dźwiękowe i wizualne. Jej tegoroczny występ odebrałam szalenie pozytywnie. Całość spojona była w mocny breakowy styl i praktycznie każdy utwór upiększony był jakimś wokalem oraz wstawkami często hip-hopowymi lub reggae. Dla mnie osobiście był to jeden z najlepszych występów, jaki słyszałam na tegorocznym Mayday. Ciekawy, dopracowany, porywający – nie do zapomnienia.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW