Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
"Wilhelm Gustloff" zatopiony przez niemieckie torpedy
dodano 30.03.2007
Jeśli Żydzi ginęli w polskich obozach zagłady, to "Wilhelm Gustloff" został zatopiony przez niemieckie torpedy, zaś na dwa miasta spadły japońskie bomby atomowe. W ten sposób można dość zręcznie manipulować faktami.
Opowiada badacz wojennych katastrof morskich, Hans Schön, autor wielu książek (także wystąpił w filmie na kanale "Discovery"), w tym o Gustloffie. - Od 1940 roku przy nabrzeżu na Oksywiu pełnił rolę pływających koszar. Choć Gustloff normalnie zabierał 2 tysiące ludzi, to my przygotowaliśmy 5 tysięcy miejsc, a na pokład weszło... ponad 10 tysięcy osób!
Potwierdza zatem, że był to wrogi nam okręt wojenny (koszarowiec). Ponadto, gdyby Niemcy zabrali dopuszczalną liczbę osób, to Rosjanie mieliby na sumieniu jednak 5 razy mniej ofiar. Zatem kto odpowiada za śmierć 8 tysięcy Niemców? Jeśli polski konspirator zabrał na akcję niemowlę, aby przewieźć w wózku bibułę i podczas strzelaniny zginęłoby owo dziecko, to czyż oskarżylibyśmy okupanta o wyjątkowe barbarzyństwo?
Był 30 stycznia 1945 roku, godzina 21.16. Przez radio transmitowano przemówienie Hitlera. Gdy zaczęto grać hymn, nagle usłyszeliśmy przerażający huk.
Gdyby ktoś chciał zrealizować groteskowy film, to nic lepszego by nie wymyślił - po ryku wodza nawołującego do walki z całym niedobrym światem oraz podczas grania znienawidzonego (niemal przez cały świat) hymnu (słuchanego codziennie przez p. Łucję) III Rzeszy (państwa o władzach uznanych przez świat za zbrodnicze), zniecierpliwiona ręka boska nareszcie pokierowała ateistyczną torpedę we właściwym kierunku. Może Bóg niepotrzebnie czekał aż tak długo i kara była zbyt wysoka? Może to dopust boży za obóz Auschwitz-Birkenau, który został (oficjalnie) odkryty dla świata parę dni wcześniej, zaś teraz jest nazywany polskim obozem zagłady? Dawniej także nieco się zagapił i urządził krwawą łaźnię w Sodomie i Gomorze. Mógł stopniować karę... Czyżby Bóg popełnił błąd?
Prawdopodobnie Niemcy uwierzyli w szczęśliwą gwiazdę czuwającą nad miastem Gdynia - Gotenhafen (Port Gotów) to nazwa fonetycznie zbliżona do pojęcia Bóg/Gott, co mogło zachęcać dowództwo niemieckie oraz ludność cywilną do masowego eksodusu** z zagrabionego polskiego portu ku (niech i tak będzie) wolności. Zbytnia ufność powodowała systematyczne zwiększanie liczby ewakuowanych ludzi w kolejnych rejsach. Nieopodal Gdyni leży Hel. Może kojarzono tę nazwę raczej z niemieckim słowem hell (czujny, dźwięczny, jasny, oczywisty, żywy). Tragedia potwierdziła wszystkie znaczenia owego słowa, oprócz ostatniego. W pysze zapomniano o bogini śmierci w mitologii germańskiej o imieniu... Hel/Hella. Zresztą po niemiecku (podobnie) Hölle to piekło. W innym germańskim języku, angielskim, wyraz hell oznacza właśnie piekło tudzież piekielne męki. Rozziew pomiędzy niebem a piekłem okazał się dla tysięcy Niemców zupełnie niewielki, jak odległość pomiędzy oboma miastami (i fonetyczna "odległość" ich niemieckich znaczeń), pośród których odeszli na wieczną wachtę. Führer opętał ich umysły i być może w ostatnich swych minutach przeklęli go - zbyt późno! Szkoda, że nie wystarczyło im wcześniej odwagi...
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW