Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Babylon - miasto wielkich grzechów
dodano 26.08.2008
Mathieu Kassovitz, reżyser i producent zdradza szczegóły dotyczące pracy przy filmie BABYLON A.D.
Czy w Hollywood nie przestraszyli się tematu?
Nie, ponieważ jest on ukryty za dużą liczbą efektów specjalnych, wielu scen akcji i historią, która ma ręce i nogi. Bardzo szybko poruszyliśmy z Amerykanami temat religii, ponieważ od razu chcieliśmy wyjaśnić wiele kwestii. Jednym z moich inspiracji filmowych przy tym projekcie był „Łowca androidów”, nie tyle jeśli chodzi o formę, co o jego istotę. „Łowcę androidów” na pierwszy rzut oka odbiera się przede wszystkim jako film science fiction i akcji. Ale w gruncie rzeczy opowiada on o Bogu, o naszej egzystencji, o stworzeniu… To samo zrobił Spielberg w „E.T.”, który jest filmem o rasizmie. Powiedziałem sobie: „Chcę stworzyć kino gatunkowe, kino akcji, dla facetów, hardcore’owe…, które ukazywałoby społeczeństwo, w jakim żyjemy”. Nie chciałem kłaść zbyt dużego nacisku na sprawy związane z religią, dlatego musiałem trzymać się akcji. Z zakonników zrobiliśmy sektę. Do każdego krytyka i do każdego widza należy odnalezienie tego, co tkwi głębiej.
Jak wybrał Pan aktora do roli Tooropa?
Od razu wiedziałem, kogo chcę - Vina Diesla. I bynajmniej nie był on kandydatem nr 1 amerykańskich studiów. Musiałem naprawdę naciskać, żeby to on zagrał Tooropa. Wcześniej widziałem go już w wielu filmach i wydawał mi się dobrym aktorem, spodobała mi się jego osobowość, a odkrył go przecież sam Steven Spielberg w filmie „Szeregowiec Ryan”. Potem widziałem go w „Ryzyku”, gdzie zagrał maklera. A poza tym to ostatni „twardziel” w USA, nie ma innych, w każdym razie nie poniżej 60-tki. Ponadto, podobała mi się też jego szorstkość. Chciałem pokazać go potem na końcu filmu jako ojca dwójki dzieci XXII wieku.
A skąd wybór Mélanie Thierry?
Znałem ją jako modelkę. Poznałem ją, gdy grała w „Le vieux juif blonde”, sztuce teatralnej, w której przez półtorej godziny odgrywała dwie różne role. I była w nich olśniewająca. Powiedziałem sobie wtedy: „To właśnie jest Aurora!”. Potrzebowałem dziewczyny, która byłaby symbolem czystości.
A można by sądzić, że Mélanie została stworzona przez komputer – ma idealną twarz, cudowne spojrzenie, jest prawie jak nie z tego świata. A do tego jest bardzo dobrą aktorką. W domu przy użyciu małej kamery przeprowadzaliśmy próby, podczas których płakałem. To było bardzo wzruszające i potwierdziło, że to idealna Aurora. Poza tym, było dla mnie bardzo ważne, by w filmie był jakiś francuski element. Na początku Amerykanie nie chcieli się na nią zgodzić. Ale kiedy zrozumieli, że do zagrania Aurory potrzebna była nam nieznana aktorka, dali jej szansę. Jedynym problemem był jej francuski akcent i Mélanie musiała włożyć sporo pracy w ćwiczenie akcentów. Chciałem, by mieszała ich kilka w jednym zdaniu tak, by nie dało się zidentyfikować kraju jej pochodzenia i by sprawić, że postać Aurory będzie bardziej uniwersalna. Udało jej się to i w końcu Amerykanie się na nią zgodzili.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW