Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Pęknięte z żalu serce, cz. 3
dodano 10.08.2010
Jest decyzja Sądu Okręgowego w sprawie Krzysztofa, skazanego w kwietniu na przymusowe leczenie psychiatryczne. „Zdaje się, że to wierzchołek góry lodowej, który nadal może spędzać nam sen z powiek” – mówi matka.
Prawda jest taka, że Krzysztof regularnie uczęszczał jeszcze na zajęcia. Wszyscy go widzieli. Przed zatrzymaniem pomagał też przy organizacji spotkania profesora nauk prawnych, a zarazem sędziego Trybunału Konstytucyjnego Francji.
Dzięki postępowaniu apelacyjnemu wiemy więc, dlaczego Krzysztof trafił do szpitala psychiatrycznego, mamy też opinię psychiatryczną, wydaną przez „leczącego” go p. dr G. Gdyby nie moja determinacja i wykształcenie prawnicze, to nie uzyskalibyśmy tych informacji. Dlaczego? Po prostu: po co „wariata” informować kto, dlaczego i na podstawie jakich przepisów umieścił go na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego? „Wariat” i tak tego nie zrozumie… Po co doręczać „wariatowi” opinię psychiatryczną, dotyczącą „jego choroby”? Przecież to i tak „wariat”! Nie musi tego czytać! A rodzinie? Nie można! Bo tajemnica lekarska obowiązuje i tylko „wariat” może napisać oświadczenie o zwolnieniu z takiej tajemnicy i udostępnieniu karty chorobowej, czy opinii psychiatrycznej… Ale że „wariat”, to też nie ma po co go o tym pouczać! O rozprawie też nie ma potrzeby powiadamiać. Wystarczy przyjść niespodziewanie, zabrać na inną salę, przedstawić swoje wywody, a sąd podpisze postanowienie o przymusowym przyjęciu i „leczeniu”. Odprowadzamy następnie „wariata” z powrotem do łóżka. A jak protestuje i krzyczy, że zdrowy, że się nie zgadza z opinią, powołuje na gwarancje procesowe i prawa pacjenta etc.? To wołamy o tzw. pomoc, wtedy się „wariata zgina w pół”, z użyciem przymusu fizycznego, aplikuje zastrzyki, pasy, pampersy i... „wariat zasypia”.
„Wariat” może się teoretycznie odwoływać, ale jak nie ma ustanowionego przez siebie obrońcy (o ile mi wiadomo: nie ma obligatoryjnego obowiązku z urzędu – w sprawach karnych każdy ma prawo do obrońcy) i nie ma wsparcia rodziny, to taką „skargę wariata” w postępowaniu odwoławczym można łatwo uznać za kolejne „urojenia prześladowcze pacjenta”, bo skoro lekarz pogotowia, lekarz przyjmujący i sąd opiekuńczy uznali zgodnie, że pacjent „musi się przymusowo leczyć” to znaczy, że tak musi być!
Prawda tutaj jest bardzo przykra, że osoby pozbawione wolności, takie do których należał też Krzysztof, to kategoria, która o swoje prawa się nie upomni, bo nie posiada takiej możliwości. Dlatego w dobie społeczeństwa obywatelskiego, opartego na zasadach wolności, demokracji i ochronie praw człowieka, potrzeba większego zainteresowania i wzmożonej kontroli ze strony Biura RPO, organizacji pozarządowych i naturalnie rzetelnej, a nie tylko iluzorycznej kontroli sądowej, jest konieczna. Uważam że, każdy „potencjalny wariat” (tak, jak podejrzany) powinien mieć też prawo do obrony i sprawiedliwego rozstrzygnięcia sprawy – w myśl współczesnych standardów rzetelnego procesu. Ponieważ stosuje się tutaj najbardziej drastyczny środek bezterminowego pozbawienia wolności, łącznie z przymusowym stosowaniem środków psychotropowych, nie chodzi tutaj tylko o samą kontrolę legalności decyzji „o umieszczeniu” i przyznanie określonych gwarancji proceduralnych, ale też o kontrolę przestrzegania praw oraz warunków, w jakich przebywają pacjenci. Co więcej widzę też potrzebę większej edukacji prawniczej personelu medycznego w szpitalach psychiatrycznych oraz edukacji z zakresu psychiatrii, psychologii sądowej oraz międzynarodowej ochrony praw człowieka sędziów, adwokatów i prokuratorów. Albowiem, w takich sprawach może dochodzić do przekroczenia określonej granicy, co w konsekwencji może skutkować kwalifikowaniem danej „terapii” jako tortury, oraz nieludzkie i poniżające traktowanie lub karanie (definicja tortur zob. np. Dokument Zgromadzenia Ogólnego ONZ - A/HRC/13/39, 9.02.2010 (Original: English).
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW