Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Pęknięte z żalu serce, cz. 3
dodano 10.08.2010
Jest decyzja Sądu Okręgowego w sprawie Krzysztofa, skazanego w kwietniu na przymusowe leczenie psychiatryczne. „Zdaje się, że to wierzchołek góry lodowej, który nadal może spędzać nam sen z powiek” – mówi matka.
Ani Krzysztof, ani moja matka, ani ja nie wiedzieliśmy, dlaczego został on umieszczony w tym szpitalu - nikt nie chciał nas o niczym poinformować. Na pytanie Krzysztofa, na jaką chorobę jest leczony, jedna z pielęgniarek odpowiedziała, że jak wyjdzie ze szpitala, to będzie wiedział!? Krzysztof został pozbawiony wolności w najbardziej drastyczny sposób, podczas gdy każdemu z zasady przysługuje prawo do samostanowienia. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta: tak zdecydował lekarz pogotowia; rola lekarza przyjmującego na dyżurze jest tutaj drugorzędna.
Innymi słowy: to, co napisze lekarz pogotowia, jest decydujące. W przypadku Krzysztofa ta notatka nie jest zgodna ze stanem faktycznym, ale jej treść mogliśmy dopiero poznać z uzasadnienia do postanowienia o przyjęciu Krzysztofa na zamknięty oddział psychiatryczny i poddaniu go przymusowej aplikacji „amerykańskich neuroleptyków”, wydanego przez sąd opiekuńczy.
Krzysztofa uznano za „niebezpiecznego” do tego stopnia, że - jak podaje p. sędzia – „lekarz pogotowia bał się wejść do domu”? Zastanawia mnie, czy ten lekarz bał się bezbronnie leżącego na sofie Krzysztofa, mojej mamy, czy może naszego psa, owczarka niemieckiego? Który, nota bene, w związku z tą absurdalną sytuacją i śmiercią mojej mamy, przez ponad dwa tygodnie musiał przebywać w schronisku. Do Krzysztofa obowiązków należała opieka nad psem, kiedy ja musiałam służbowo wyjeżdżać.
Lekarz nie wyjaśnił, dlaczego się tak bardzo bał. Co więcej: w art. 24 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego jest mowa o „dotychczasowym zachowaniu”. I tutaj ponownie jest nieprawdziwa informacja, jakoby Krzysztof już od trzech tygodni miał objawy „choroby psychicznej”, w tym uciekał z domu, biegał po ulicy między samochodami, a nawet kładł się na ulicy, szarpał z babcią i w związku z tym zachowaniem „bezimienna babcia” - bo sąd nawet nie ustalił, kim jest ta babcia!? - wezwała pogotowie, które odwiozło wnuczka do szpitala psychiatrycznego? I tutaj znowu jest słowo „niestety”, albowiem nie można tak łatwo ustalić, kto i dlaczego odwiózł „potencjalnego wariata” do szpitala psychiatrycznego, ponieważ tylko ten „potencjalny wariat” może napisać wniosek o wydanie kopii zlecenia wyjazdu pogotowia ratunkowego.
Z tego wynika: że o powodzie umieszczenia Krzysztofa w szpitalu psychiatryczny dowiadujemy się po ok. dwóch miesiącach z uzasadnienia postanowienia sądu opiekuńczego, które zostało wydane na mój wniosek jako pełnomocnika w sprawie. Ale, kto to uczynił imiennie oraz inne bliższe szczegóły poddane są tajemnicy lekarskiej – taka jest procedura. Naturalnie Krzysztof wystąpi o wydanie takiej kopii zlecenia wyjazdu dla celów konfrontacji. Także jesteśmy bardzo ciekawi, gdzie on biegał? Po której ulicy? A może ulicach? Gdzie się kładł? Kiedy się rzucał i szarpał z „bezimienną babcią”, która, tak samo jak ja, zabiegała o jego wypisanie i tłumaczyła p. dr G., że to pomyłka? A nawet była osobiście ze łzami w oczach u dyrektora tego „Ośrodka” tłumacząc, że nie wie, dlaczego wnuk jest w szpitalu psychiatrycznym, skoro ona prosiła o wykonanie badań w związku z jego bólami głowy i lekami, które zażywał?
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW