Start
Profil
Pino quizy
pino gry
o pino
Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie

Jaki tam ze mnie Nostradamus

dodano 16.11.2009
Jaki tam ze mnie Nostradamus

Dokładnie sześć lat temu opisałem w GW chore mechanizmy, których doświadczałem w TVP. Zapewne naiwne jest tamto moje myślenie, ale w świetle reflektorów dzisiaj obnażających beznadzieję tej firmy postrzegam je jako prorocze.


Tekst opublikowany w GW 3 października 2003 roku. Józef K. w labiryncie TVP, czyli telewizja okiem niezależnego producenta. Na antenie TVP pojawiają się audycje producentów zewnętrznych. Ale gdy próbowałem sprzedać coś swojego, skutek był jeden - jak głową w mur. Od dziesięciu lat jako telewizyjny producent zewnętrzny jestem (byłem?) związany z TVP. Z politycznej woli władców firmy będę niebawem musiał zmienić zakres usług, utrwalać swoim profesjonalnym sprzętem pierwsze komunie, chrzty i wesela. Chyba że wywołana przez Lwa Rywina afera spowoduje polityczne odczarowanie Telewizji Polskiej. Nadzieje, jakie w 1992 r. budziła w ludziach takich jak ja - młodych, przedsiębiorczych i naiwnych - ustawa o radiofonii i telewizji, mogłyby wówczas powrócić.
Wśród artykułów ustawy powołującej Krajową Radę Radiofonii i Telewizji i Telewizję Polską SA najbardziej interesował nas ten opatrzony znakiem 15a: "Nadawcy programów telewizyjnych przeznaczają co najmniej 10 proc. kwartalnego czasu nadawania programu na audycje (...) wytworzone przez europejskich producentów niezależnych". Punkt drugi tegoż artykułu głosił: "Nadawcy programów telewizyjnych i radiowych przeznaczają co najmniej 10 proc. kwartalnego czasu nadawania programu na audycje (...) wytworzone pierwotnie w języku polskim w okresie 3 lat przed rozpowszechnianiem w programie". Mogłem zostać prywatnym, niezależnym producentem telewizyjnym! Produkować programy i sprzedawać je TVP. A Telewizja powinna je kupować, bo, po pierwsze, tak stanowi prawo, a po drugie - bo ustrój polskich mediów wzorowano na Wielkiej Brytanii, a tam właśnie dzięki przepisowi zmuszającemu telewizję publiczną do współpracy z producentami zewnętrznymi starano się zapewnić niezależność programów i wzrost konkurencji, a więc obniżenie kosztów produkcji. To drugie w wypadku Telewizji Polskiej nie było takie oczywiste, gdyż, jak się wkrótce przekonałem, nikt w tej firmie nie miał bladego pojęcia, ile kosztuje produkcja audycji. Sam nie wiedziałem, czy będę w stanie oferować tanie programy. Zaczynałem jako "firma w teczce". Żadnego sprzętu - tylko otwarta głowa i pomysły. Wymyślałem zatem, pisałem scenariusze i wysyłałem na Woronicza. Deptałem telewizyjne korytarze. Początkowo bez efektu. Od klamki do klamki W 1994 roku coś drgnęło. Czy byłem wtedy tanim producentem - nikt nie wie. Musiałem wynajmować za duże pieniądze kamerę z operatorem, studio montażowe etc. Starałem się zorientować, za ile sprzedają materiały niezależne firmy warszawskie. Tak na marginesie - ich właściciele w znacznej części rekrutowali się spośród byłych pracowników radio-komiteto-telewizji. Sprzęt zdobywali na lewo za niewielkie pieniądze u swoich pracujących w telewizji kolegów. Oferowałem połowę stawek warszawskich. Z czasem na Woronicza nauczono się, co to są kosztorysy i ile kosztuje produkcja minuty takiej czy innej audycji. A ja swoje ceny mogłem nieznacznie podnosić, bo okazało się, że moja praca jest wielokrotnie tańsza. Widziałem to przy realizacji materiałów informacyjnych. To, co my robiliśmy we dwójkę z operatorem, chłopcy z telewizji publicznej załatwiali w cztery, pięć osób (dziennikarz, operator, oświetleniowiec, dźwiękowiec i kierowca). Pomimo moich niskich cen efekty były zdumiewające. Choć wynajem sprzętu był bardzo kosztowny, oferowałem Telewizji programy trzy-, czterokrotnie tańsze, naprawdę sowicie płaciłem współpracownikom i usługodawcom, a i tak sporo pieniędzy zostawało w firmie. Początki mojej działalności przypominały "Proces" Kafki. Na Woronicza nikt nigdy nie wiedział, kto, gdzie i jak może przyjąć ofertę. Dreptałem po korytarzach TVP jak ślepiec, obmacując klamki. Gdy już się wydawało, że nacisnąłem właściwą i mam przed sobą odpowiedniego człowieka, zaczynał się nowy taniec zwany "gonionym kadrowym". Scenariusz przedstawiałem Kowalskiemu, czytał go Nowak, kosztorys opiniował Kowalski Prim, umowę podpisywał Nowak Prim, gotową audycję przyjmował i kolaudował Kowalski Bis, a do emisji kierował Bis Nowak. Te wszystkie osoby pracowały na tym samym stanowisku, tyle że zmieniały się błyskawicznie. I wszystkim trzeba było klarować sprawę od początku.

Z wieloma redakcjami przez lata prowadziłem abstrakcyjne rozmowy o budżecie. Wyglądało to mniej więcej tak: MARZEC - Dzień dobry, chciałbym przedstawić scenariusze kilku audycji oraz ofertę ich produkcji. - Och nie, to już za późno. Budżet na ten rok został rozdysponowany, nie mam pieniędzy, ale niech pan zadzwoni we wrześniu, gdy będziemy układać ramówkę na przyszły rok. WRZESIEŃ - Jeszcze trochę za wcześnie, proszę o kontakt pod koniec października. PAŹDZIERNIK - Dzień dobry, czy przyjmie pan/pani ofertę z audycjami X, Y, Z? Rozmawialiśmy we wrześniu. - Proszę przesłać ofertę. - Kiedy mogę się skontaktować w sprawie pana/pani opinii o tych projektach? - Gdzieś pod koniec listopada, wtedy będziemy też wiedzieli, ile dostaniemy pieniędzy. LISTOPAD - O konkretach trudno jeszcze mówić, bo nie wiem, ile będzie pieniędzy. Proszę o kontakt na początku stycznia. STYCZEŃ - Czy miał(a) pan/pani okazję przejrzeć kosztorysy do audycji, którymi wyraził(a) pan/pani zainteresowanie? - Tak. Cena nie jest wygórowana, ale ja jeszcze nic nie wiem w sprawie naszego budżetu. - Kiedy mogę się skontaktować? - Trudno powiedzieć, proszę próbować. LUTY - Czy mają już państwo budżet redakcji? - Jeszcze nie. Może za dwa tygodnie... KONIEC LUTEGO/POCZĄTEK MARCA Wariant pierwszy: - Przesłałem scenariusze i kosztorysy audycji X, Y, Z. Czy już się pan/pani orientuje co do możliwości ich produkcji? - Tak, już nie mamy pieniędzy. - Ale dwa tygodnie temu mówił pan, że jeszcze nie ma budżetu, a teraz już wszystko wydaliście? Tu odpowiedź zwykle jest pokrętna. Okazywało się, że Telewizja musiała wydać na to, tamto i owamto. Wariant drugi: - Niestety, nie zmieścimy się z pańskimi propozycjami w tegorocznym budżecie. Ale to interesujące pomysły. Proszę być w kontakcie. Może niech pan zadzwoni pod koniec kwietnia. Mam nadzieję, że zwolnią się jakieś środki.
   Jaki tam ze mnie Nostradamus - zobacz źródło wróc do artykułów
 
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
Aby dodac komentarz należy się zalogować.
 
REKLAMA
 
UŻYTKOWNIK: ramariusz
avatar

O mnie
W serwisie od:
29.06.2009
Dodaj do znajomych

 
INNE OD ramariusz
 
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
08.01.2008 10:17:16
13.03.2008 10:22:47
01.03.2011 18:19:31
zobacz więcej
 
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW
21.09.2009 10:24:34
02.06.2009 19:31:08
09.06.2009 18:03:13
27.04.2009 18:23:22
 
zobacz więcej
 
Społeczność Witamy w serwisie Pino.pl. Nasz serwis to

nowoczesny portal społecznościowy

w pełni tworzony przez naszych Użytkowników. Dołącz do naszej społeczności. Poznaj świetnych ludzi, kontaktuj się z nimi, baw się rozwiązując quizy, graj w gry, twórz własne blogi, pokazuj swoje zdjęcia i video. Pino.pl to serwis społecznościowy dla wszystkich tych, którzy chcą świetnie się bawić, korzystać z wielu możliwości i poznać coś nowego. Społeczność, rozrywka, fun, ludzie i zabawa. Zarejestruj się i dołącz do nas.
Pino
Reklama
O Pino
Polityka prywatności
Pomoc
Regulamin
Blog
Reklamacje
Kontakt
Polecane strony
Darmowy hosting
Playa.PL - najlepsze gry
Filmiki
Miłość
Prezentacje