Ithink.pl  - Dziennikartstwo Obywatelskie
the Forgotten
dodano 02.11.2009
Tam, gdzie anioł mówi dobranoc, a diabeł skamle prosząc o łaskę.
***
- Valerie, twoja zmiana.
- Co?
- Zakończyłaś szkolenie. Teraz przychodzi czas pracy. Ale jak każdy nowy anioł masz jeden dzień wolny. W twoim przypadku to raczej jedna wolna noc. Od zachodu słońca, do jego świtu możesz robić co ci się żywnie podoba.
- Chcę zejść na Ziemię.
- No to, proszę bardzo. Ruszaj śmiało. Tylko za bardzo nie szalej.
Nie będę. Nie musisz się o to martwić. Chcę się dowiedzieć kim byłam. Przechodzę przez bramę i znajduję się w miejscu, gdzie zdarzył się wypadek. Wiem, co mam robić. Uczyli mnie wszystkiego. Chronienia, tropienia, zabijania. Poradzę sobie. Znam zapach Alice. Został mi w moich słabych, niedokładnych, ludzkich wspomnieniach. To była ostatnia rzecz jaką czułam, więc prawdopodobnie dlatego zapamiętałam go tak dobrze. Teraz wystarczy wytropić go w tysiącu innych zapachów i ruszyć jego śladem do jej domu. Jest noc, więc będzie w domu. Ludzie w nocy śpią. Anioły nie. To, co na początku wydawało mi się snem, wcale nim nie było. To raczej coś jak letarg. Totalne odłączenie umysłu. Wręcz jego wyłączenie. Bo przecież nie mogę już spać, skoro nie żyję, prawda? Z tym, że umarłam już się pogodziłam. Zajęło mi to trochę czasu, no bo komu by nie zajęło? Ale stało się. Nie żyję. Już nigdy nie zobaczę słońca, nie poczuję rosy i nie położę się na plaży, żeby się opalać. To nie jest tak, że za tym tęsknie. Po prostu, gdy to sobie uświadomiłam, zrobiło mi się smutno. Będzie mi tego brakować, to jasne, ale moja śmierć dała mi też wiele innych, nowych możliwości. Nigdy nie myślałam, że obok mojego ludzkiego życia tyle się działo. Że istnieją plany astralne. Że tuż obok mnie stoi demon i manipuluje moją aurą. Że w ogóle mam aurę.
Pan zadecydował, że zostanę aniołem, żeby ochraniać ludzi. Nie chciałam tego. Naprawdę nie chciałam. Wręcz żądałam, aby przeprowadzono na mnie kurację, o której dowiedziałam się od Gabriela. Ale wtedy nie zdobyłabym ułamka moich wspomnień. Nie poznałabym prawdy. Pewnie po pewnym czasie, jeśli w Niebie w ogóle można mówić o jakimkolwiek czasie, zaczęłabym żałować swojej decyzji. Teraz może też będę. Ale znam prawdę. I muszę pomóc tym, których zawiodłam. Których zostawiłam. Muszę ich chronić. Teraz kiedy mogę i chcę to robić. Bo kocham ich. Nigdy nie sądziłam, że można pomieścić w sobie tyle miłości. Kocham wszystkich ludzi i każdego z osobna. Chcę poznać ich wszystkich, chcę wracać do nich, myśleć o nich, znać ich imiona i pragnienia. Chcę, aby mieli wolną wolę, żeby mieli wybór. Dlatego muszę zlikwidować każdego demona, który może im zabrać alternatywę, który będzie nimi sterował. Człowiek nigdy nie pojmie tej miłości. To uczucie daje nam siłę, aby istnieć. Bez tej miłości staniemy się upadłymi.
Podążam tropem. Jest mocny, świeży. Więc umarłam całkiem niedawno. Z jednej strony to dobrze, z drugiej źle. Dobrze, bo Alice się nie zmieniła. Będzie taką, jaką ją zostawiłam. Przynajmniej zewnętrznie. I tu właśnie wkrada się ta zła strona. Że prawdopodobnie cierpi. Albo jest tylko smutno. Albo przeżyła wstrząs. W końcu nie co dzień ogląda się śmierć koleżanki, cudem unikając jej losu. Ale nie zawrócę. Chcę ją zobaczyć. Muszę to zrobić, bo nie wiem czy później będę miała okazję. Skręcałam za róg, kiedy doszedł mnie jeszcze jeden zapach. Odór. Demon. Smród demona, który krąży gdzieś niedaleko. Marszczę nos, a wargi same podnoszą mi się nad zęby. Z mojego gardła wydobywa się gniewny pomruk. Ale nie ruszam się. Jestem rozdarta pomiędzy miłością do Alice i do tego kogoś, którego mami demon. Czuję, że oboje są niedaleko. A co jeśli zostawię go teraz żywego, a potem, w ciągu dnia, kiedy mnie nie będzie, on przyjdzie do kogoś innego? Do Alice na przykład? Co jeśli zmusi tego obecnego kogoś do popełnienia zbrodni? Ale mam tylko 12 godzin na odnalezienie i zobaczenie Alice. Zaczynam warczeć pełna niezdecydowania. Smród upadłego rozwala mi nos od środka. Nie ma czasu na dylematy. Ruszam za zapachem, który ginie w zaułku dwie ulice dalej. Nie ma czasu, więc najzwyczajniej w świecie strzelam mu w plecy. Na ziemię upada pył. Człowiek, którego próbował opętać leży na ziemi. To biedak. Alkoholik. Więc był z nim już od dawna. Teraz nareszcie jest wolny. Podchodzę do niego i całuję go w czubek głowy. Kocham go całą sobą. Chcę, żeby był szczęśliwy. Głaszczę go po ręce i modlę się do Pana za niego. Wiem, że moje modlitwy zostaną wysłuchane. Uśmiecham się do niego, choć wiem, że mnie nie widzi. Niektórzy ludzie są wyczuleni na wyższe byty, choć nazywają nas duchami. A tak naprawdę to anioły. My lub upadli. Wracam na wcześniejszy trop. Rozpiera mnie miłość. To ona sprawia, że moje zmysły są bardziej wyczulone na zapach Alice, że powoli do moich uszu dociera każde bicie serca w okolicy, że podświadomie czuję czy w pobliżu ludzi są demony, czy nie. Wystarczy podążać za instynktem.
Tak jak myślałam dom Alice naprawdę był niedaleko. Zaledwie parę ulic dalej. To zwykły dom. Ale mieszka w nim osoba, którą kocham. Poprawka. Mieszkają w nim osoby, które kocham. Tak samo jak na całej ulicy. Więc żaden nie jest zwykły. Dla każdego jestem gotowa poświęcić swoje życie. Czy też swój byt. Swoją duszę. Przechodzę przez furtkę. Nie muszę jej otwierać. Ona dla mnie nie istnieje. Nauczyli nas jak się skoncentrować, aby przedmioty Ziemskie były dla nas materialne. Ale to teraz nie potrzebne. Idę do drzwi wejściowych. Słyszę szczekanie psa. No tak. Zwierzęta nas widzą. To chyba prymitywność ich mózgów. Albo i nie, bo wśród ludzi też zdarzają się takie wypadki. Po śmierci dołączają do grona świętych. Ale na Ziemi brani są przeważnie za wariatów. Bo też niektórzy wariują od tej wiedzy. Ciekawe czy Alice również ma taki dar. Wchodzę do domu. Słyszę bicie pięciu serc. Wiem jak trafić do jej pokoju, ale po drodze zaglądam do każdego domownika. Żeby na nich popatrzeć. Jak śpią szczęśliwi, wolni od trosk, od pokus. Żebym mogła do nich wrócić w każdej chwili. Żeby zapamiętać ich zapachy, rytm pracy ich serc. W każdym pokoju zostaję przez chwilę. Mówiono nam, że obecność aniołów dobrze wpływa na psychikę ludzi. Więc powpływam na nią trochę. Jeżeli oni będą zadowoleni, to ja również. Tylko jedno z pięciu serc pracuje inaczej. I wiem, że to serce Alice. Ona nie śpi.
Idę do jej pokoju, choć wiem, że teraz jej tam nie ma. Jest w łazience, ale nie jestem jakimś zboczeńcem, żeby tam za nią włazić. Poczekam na nią w pokoju. Przenikam przez drzwi i uderza mnie jej zapach. Wszystko tu jest nią przesiąknięte. Gdybym straciła wzrok, wystarczyłby mi nos, żeby do niej trafić. To, co czułam jako człowiek ma się nijak do tego, co czuję jako anioł. Rozglądam się ciekawa po pokoju. Na lewo od drzwi stoi kanapa, którą teraz rozłożyła. Naprzeciwko jest okno a pod nim stół zawalony rożnymi drobiazgami, kartkami papieru, długopisami, książkami i biżuterią. Podchodzę bliżej, bo niektóre kolczyki i wisiorki wydają mi się znajome. Być może byłam przy ich kupnie a może to ja jej je kupiłam. Może kiedyś mi się to przypomni. Po mojej prawej stronie jest segment z biurkiem, a na nim komputer. Obrotowemu krzesłu brakuje jednego kółka. Rozglądam się za nim i znajduję je koło szafy, która stoi w samym rogu tak, że kiedy otworzy się drzwi, to się ją nimi zasłania i nie sposób się do niej dostać. Podnoszę kółko i mocuję je na właściwe mu miejsce. Nie chcę, żeby stała jej się krzywda. Tego chyba nie można nazwać wpływaniem na czyjeś decyzje, prawda? Ingerowanie w czyjeś życie. Po prostu dbam o to, żeby była bezpieczna. W końcu do tego mnie powołano: do zapewnienia ludziom bezpieczeństwa w nocy. I to właśnie robię. Bez przymusu, bo mam dzisiaj wolne. I sprawia mi to radość. Patrzę na półki. Są na nich ramki ze zdjęciami, jakieś pamiątki czy prezenty. Niektóre ramki są puste. Inne zdjęcia obcięte. Tak jakby chciało się kogoś wymazać. Wyprostowuję się, bo właśnie poznałam kawałek własnego ramienia. Więc to mnie chciała się pozbyć. Chciała o mnie zapomnieć. Moje serce przeszył ból. Nie chciała mnie w swoim życiu.
Nagle do moich uszu dobiegło ciche stąpanie. Człowiek by tego nie usłyszał, ale ja już nim nie byłam. Alice wraca do pokoju. Czy jestem gotowa, żeby ją zobaczyć? Czy jestem w stanie zmusić się do wyjścia? Nie. Nie jestem. Zostanę, bo przecież tak jej obiecałam. Tak długo jak będzie chciała. Ale ona już mnie przecież nie chce. Co ja tu robię?
Otwierają się drzwi. Wchodzi do pokoju. Patrzę jak urzeczona, bo nic się nie zmieniła. Więc minęło dopiero tylko kilka dni. A mnie wydawało się, że to wieczność. Cichutko podchodzi do stolika i szuka czegoś wśród tego bałaganu. W końcu podnosi łańcuszek z połówką serca. Chwilę mocuje się z zapięciem. Cały czas stoję w bezruchu, bojąc się, że ją przestraszę. Widzę jej podkrążone oczy. Jej trzęsące się ręce. Widzę, że schudła. Że jej włosy już tak nie błyszczą. Że jest nieszczęśliwa. Że na jej twarzy gości smutek. Że w jej oczach zamieszkało coś, czego nigdy wcześniej tam nie było. Pustka.
Podchodzi do jednej z szuflad biurka i wyjmuje dużą kopertę. Wraca z nią na łóżko i siada na nim po turecku. Idę zaraz za nią i również wdrapuję się na kołdrę. Czy moja obecność koi jakoś jej ból? Mam nadzieję, że tak, bo mój jest nie do wytrzymania. Chcę ją przytulić, pocieszyć, powiedzieć, że nic mi nie jest, że wszystko jest w porządku. Ale nie mogę. Nie wolno mi pokazać w jakikolwiek sposób, że jestem. Jej cierpienie jest moim cierpieniem. Świadomość, że chce o mnie zapomnieć tylko zwiększa ból, o którym myślałam, że jest bólem ostatecznym. Ale kocham ją. Chcę, żeby była szczęśliwa. Czy to tak wiele? Jeżeli będzie trzeba wezmę na siebie jej ból. Ale to niemożliwe. Alice musi cierpieć, bo tak postanowił Pan. Bo dał jej wolną wolę, a ona wybrała swoją drogę. Drogę cierpienia. Widzisz Alice? Mam z tobą tylko jedno wspomnienie, ale czy nie zawierała się w nim cała prawda? Że przynoszę tylko ból? W moim ziemskim życiu jak i teraz? Czy ty wiesz kim się stałam? Jestem zabójcą, rozumiesz? W pewnych przypadkach budzą się we mnie tak silne emocje, tak ogromne, że zdolna jestem tylko do niszczenia. Nazywają nas Psami, wiesz? Ponoć mogą nimi zostać albo anioły, które zostały do tego stworzone, albo ludzie, którzy już na Ziemi, w dniu swoich narodzin zostali do tego przeznaczeni. To trudne Alice. Anioły się rodzą, zostają wyśpiewane przez Metatrona. Inne przeobrażają się z ludzi, którzy jakoś pomogli bliźnim. Są jeszcze tacy, którzy zostali do tego przeznaczeni, a na Ziemi żyli tylko po to, by nazbierać wspomnień i rozbudzić w sobie instynkty, które potem tylko przybierają na sile. Początkowo myślałam, że stałam się tym, kim jestem tylko dlatego, że ci pomogłam. Ale nie. Mam wspomnienia, a raczej wspomnienie, które do mnie wróciło. Pamiętam. Jestem silniejsza, szybsza, wręcz lepsza od większości aniołów. Jestem Psem. Jest nas niewielu, bo w amoku nie rozróżniamy tych dobrych od tych złych. Zdarzają się sytuacje, że rzucamy się na na inne dwójki. Bo Psy pracują parami. Kiedy tylko wyznaczą nam cel, kiedy spuszczą nas ze smyczy, zabijamy, rozumiesz? I czerpiemy z tego przyjemność. A mimo to kocham cię. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę tego dla twojej siostry, mamy, taty, babci. Wszystkich, których znasz. Wszystkich tych, których nie znasz. Kocham was miłością, która tak bardzo odbiega od twojego ludzkiego pojęcia o niej. To, co czułam do ciebie jako człowiek ma się się nijak do stanu obecnego. Przyjaźń, jaką cię darzyłam to teraz nic w porównaniu z ogromną miłością, która jest jednocześnie i siostrzana i rodzicielska.
Mimo że cały pokój pachnie Alice, wyczuwam, że coś się zmieniło. Zamykam oczy, aby bardziej się skupić. Czy to upadły? Chyba tak. Kolejny tej nocy. Słyszę dzikie ujadanie psa, więc to musi być demon. Jest bardzo blisko. Zbyt blisko. Czuję w sobie gniew. Chęć, by go zabić. Chęć ukarania go za śmiałość przyjścia do tych ludzi, gdy ja jestem w pobliżu. Zeskakuję z kanapy, która nawet nie odczuła ciężaru mojego ciała. Wyjmuję miecz i wychodzę na korytarz. Skurwysyn postanowił zafundować siostrze Alice koszmary nocne. Ja mu pokażę koszmar. Jest tak zajęty wbijaniem się małej do głowy, tak pewny siebie, tak zapamiętany w tym co robi, że nie zorientował się, że tu jestem. Podchodzę do niego cicho i przykładam mu miecz do gardła. Drugą ręką zakrywam mu usta, aby stłumić jego ewentualne wołanie o pomoc.
- Cuchniesz, wiesz? - warczę mu do ucha – Chodź na ulicę. Urządzimy małą pokazówkę: „Co czeka wszystkich, którzy zjawią się na mojej warcie”. Tak na przyszłość.
Wywleczenie go na środek ulicy nie zajmuje mi dużo czasu, mimo że stawiał opór. Zaślepiona wściekłością nawet tego nie odczułam. Odpycham go od siebie delikatnie, a ręka z mieczem wykonuje delikatny ruch w górę. Coś jakbym dostała nerwowego skurczu. Bez wysiłku rozprułam mu brzuch. Nie zdążył nic zrobić. Jego krzyk tylko zachęca mnie do działania. Upada na kolana i obejmuje się rękami, jakby usiłował zatrzymać w sobie organy. Kolejny nerwowy skurcz i uderzam go pięścią, łamiąc mu przy okazji nos. Odrzuca go trochę do tyłu, ale ręce ma już po bokach. Czekam chwilę, aż wypadną wszystkie wnętrzności. Oglądam sobie jego żołądek, trzustkę, aż w końcu sięgam po to, co było mi potrzebne.
- Wiesz co to? - macham mu organem przed niewidzącymi z bólu oczami – to twoje jelito, śmieciu.
Kopnęłam go lekko w stronę drzewa, ale to wystarczyło, żeby doleciał tam w rekordowym tempie. Z jelit ukręciłam coś na kształt stryczka i powiesiłam go na gałęzi.
- Pamiętaj, że zawsze możesz dostąpić zbawienia. Wystarczy szczery żal za grzechy. Chociaż nie wiem, czy takie bydło trafia do Nieba. W Piekle już też nie znajdziesz miejsca. Więc pozostaje ci Niebyt. Powiedz mi, jak tam jest. Czy są podziały na tych dobrych y złych, bo jestem strasznie ciekawa.
Ale mi nie odpowiedział. Zaczął powoli umierać. Nie było na co patrzeć, a czas mi uciekał. Zostawiłam go samego i wróciłam do Alice. Koperta zniknęła. Zdążyła się położyć, ale nie spała. Myślę, że spędzała tak noce od dłuższego czasu. Może zapadała w krótkie drzemki, ale chyba niezbyt często. Byłam ciekawa co znajduje się w kopercie, ale to nie było teraz najważniejsze. Kucnęłam przy jej głowie i pocałowałam ją w czoło. Może to zapewni jej dziś sen. Śpij spokojnie, dziś ja będę czuwać, żeby nikt nie zakłócił ci nocy. Usiadłam na podłodze, opierając się o kanapę, tak, żebym mogła na nią patrzeć. Sięgnęłam po jej dłoń, ale przypomniało mi się, że nie mogę jej dotknąć w takim stanie. Wystarczy, że poczuła, że coś dotknęło ją w czoło, bo zaraz gdy zmieniłam miejsce dotknęła się tam. Po prostu wciąż jestem wzburzona. Targają mną emocje i nie panuję nad sobą zbytnio. Minie chwila i się uspokoję. Alice przekręciła się na plecy i poszukała wisiorka. Bawiła się nim nad czymś myśląc. Bardzo chciałabym wiedzieć o czym, ale niestety ten talent jakoś mnie ominął. Mogłam przy odpowiedniej koncentracji porozumiewać się w ten sposób z moimi pobratymcami, ale u ludzi jak dotąd nie słyszałam nic. Trudno. Ja jestem od zabijania demonów, a nie od podszeptów sumienia.
- Valerie...
Drgnęłam. Czy mnie widzi? Nie. Patrzy tępo w sufit, ciągle bawiąc się połówką serca. Czekałam, aż powie coś jeszcze, ale się nie doczekałam. Znowu przekręciła się na bok. Z jej oczu pociekły cichutko łzy. Alice płacze. Z mojego powodu. Czy mam prawo żyć, skoro nawet teraz, gdy nie ma mnie przy niej, tak po ludzku, sprawiam jej ból? Że samo moje imię wywołuje u niej płacz?
Uklękłam i pogłaskałam ją po głowie.
- Cichutko.. ciii... jestem przy tobie, wiesz? - szeptałam jej do ucha licząc, że to złagodzi jej ból. Nie myślałam o sobie. Ważne było to, aby już nie cierpiała. Bo część mojego bólu, wiązała się z bólem jaki odczuwała ona.
- Wszystko jest w porządku, Alice, naprawdę. Nie musisz się o mnie martwić. Nie musisz za mną płakać, bo jest mi teraz całkiem dobrze. Żyję, wiesz? Inaczej niż ty, ale cały czas jednak żyję. I będę już przy tobie zawsze, wiesz? - mówiłam i mówiłam, a jej oczy powoli się zamykały. Oddech się wyrównał, mięśnie się rozluźniły i w końcu zasnęła. Może nie z uśmiechem, ale ze spokojem. Zamiast niej, uśmiechałam się ja. Więc jednak prawdą było, że nasza obecność wpływa pozytywnie na otoczenie. Poprawiłam Alice poduszkę, zajrzałam do pokoju jej siostry, wróciłam i usiadłam sobie w kącie kanapy. Nuciłam po cichu jakąś melodię, która wzięła się nie wiadomo skąd i oglądałam okolicę na planach astralnych. Słuchałam oddechu śpiących ludzi we wszystkich domach naokoło, czułam bicie ich serc i byłam najszczęśliwszą istotą we wszechświecie, bo wszyscy w moim pobliżu byli bezpieczni. Zastanowiło mnie, dlaczego nie potrafiłam być choć trochę zła na Alice, za to, że poobcinała mnie ze wszystkich zdjęć. Że ból, który wtedy odczułam, nie był bólem ze złości, tylko kawałkiem bólu straty Alice. Ale to przecież proste. Kocham ją miłością bezwarunkową. Kocham ją miłością wielokrotnie przewyższającą miłość rodzica do dziecka. Jak mogłabym być na nią o cokolwiek zła? Uśmiecham się jeszcze szerzej, bo to by oznaczało, że miałam rację, wtedy na sali treningowej. I że anioły to jednak te uśmiechnięte postacie z obrazków, bo my przecież bardzo, ale to bardzo kochamy ludzi.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ 
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW
















 


 


 
 
 
 

