Ithink.pl  - Dziennikartstwo Obywatelskie
Choroba zwana miłością, a epidemia zwana samorealizacją
dodano 24.05.2009
Czym jest miłość? Miłość – opiewana w lirykach najznamienitszych poetów, rozważana przez najtęższe umysły filozofów i głęboko odczuwana od noworodka poczynając, a na srebrno-głowym kończąc.
Życie moralne a życie pomyślne
Pewien współczesny filozof i etyk B. Williams twierdził, że nie sposób pogodzić dwóch możliwych źródeł działań ludzkich. Wyznacznikiem pierwszego z nich jest tzw. dobro ogółu, a zatem propagator takiego stanowiska będzie w przypadku każdego czynu brał pod uwagę interesy, potrzeby, odczucia innych osób, a w skrajnym wypadku całe swoje życie zaprojektuje tak, aby maksymalnie służyło ono innym. Istnienie oparte o takie zasady jest niewątpliwie wysoce moralne. Drugim źródłem motywacji do działania, blisko związanym z nasza ludzką kondycją jest dążenie do realizacji osobistych planów i pragnień. Przyjmiemy zapewne jako ludzie współcześni, że taka postawa zagwarantuje nam pomyślność w życiu.
Znany filozof twierdzi, że nie da się zintegrować owych dwóch możliwych planów działania. A zatem żyć możemy albo pomyślnie, albo moralnie. Czy nie jest to następny argument za porzuceniem samarytańskich wartości i skupieniem się na samorealizacji?
Istnieje pewna pułapka pojęciowa w ideologii naszych czasów, która w dużej mierze może być odpowiedzialna za zamieszanie w sferze moralności. Spróbujmy ją nieco wyklarować. Przebadajmy wewnętrzną konsekwencję filozoficznego credo człowieka XXI wieku.
Oto, co mamy:
- cel istnienia człowieka – szczęście;
- warunek realizacji celu – sukces obiektywnie mierzalny;
- środki realizacji celu – rozwój własnego potencjału;
- profilaktyka – brak akceptacji dla słabości i niedoskonałości.
Z jednej strony niewątpliwie uznajemy działania profilaktyczne za niezbędne do realizacji celu nadrzędnego, stanowiącego ukoronowanie naszego życia, z drugiej strony zauważmy jednak, że nijak się one w istocie mają do pozostałych elementów budujących motywację życiową człowieka współczesnego. Co to znaczy bowiem, że nie akceptujemy słabości i niedoskonałości, pomijając już, czy chodzi o nas samych, czy też innych ludzi? Znaczy to, że jesteśmy nań ślepi i nie traktujemy tego typu zjawisk jako realnych faktów. Wypaczamy tym samym rzeczywistość. Już na poziomie percepcji pozostajemy wtedy hipokrytami.
Po głębokim namyśle dojdziemy teraz do wniosku, iż to nie tak – każdy z nas widzi cierpienie i nieszczęście. To, o co nam tak naprawdę chodzi leży gdzie indziej – nie w naszej percepcji świata, ale w sferze naszych przekonań na jego temat. Widzimy ułomność, ale uważamy, że nie jest ona niczym pozytywnym, nie niesie ze sobą żadnego dobra, nie służy szczęściu, jednym słowem nie aprobujemy jej. To już nie jest hipokryzja, to zdrowy rozsądek!
Uświadomienie sobie tej drobnej nieścisłości pojęciowej, która dręczy przeciętną umysłowość naszych czasów pozwala na stworzenie miejsca w naszym życiu dla słabości, ułomności czy niedoskonałości. Brak aprobaty dla tych zjawisk powoduje, iż część naszych działań poświęcimy walce z nimi lub przekształceniu ich w narzędzia osobistego rozwoju. Jest to trzecia droga, która pozwoli nam efektywnie pogodzić życie moralne z życiem pomyślnym i proste panaceum na ślepotę oraz obojętność na losy drugiego człowieka, o którą tak łatwo teraz nawet w obrębie naszego rodzinnego M-2.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ 
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW















 
 
 
 
 


 
 
 
 



