W tym roku dyktatura na parkiecie należeć będzie do Nowego Jorku. Stamtąd przypłynęły dwie płyty, które skopią niejeden tyłek i wprawią biodra w ruch. Czas odstawić mózg do słoika i iść się odprężyć. W końcu czasem człowiek musi.

To pierwsza płyta, która wyrwała mnie z euforii po koncercie The Rolling Stones. Również pierwsza, którą od tamtego czasu katuję!

Muzyka... to jest w sumie pojęcie względne. Muzyką można nazwać grę jednego instrumentu, wielu instrumentów, całej orkiestry symfonicznej, śpiew ptaków, a nawet szum wiatru oraz dźwięki wydobywające się z komputera, tzw. muzyka elektroniczna.

W książce liczącej 236 stron o nieprawdopodobnie oryginalnym i tajemniczym tytule „Bjork”, Lesław Haliński, literat? pisarz? mistrz pióra? stara nam się udowodnić jak wspaniałą, genialną, cudowną i nieprawdopodobną osobą jest Islandka.

Nie jest źle z muzyką. Ten rok był tego przykładem. Oto podsumowanie tego co dobre i złe w 2007 r. Uprzedzam, będzie subiektywnie.

Interesuje Cię holocaust? Ale nie chcesz znowu czytać o miejscach i cyfrach. „Eichmann w Jerozolimie” pozwoli Ci choć w części poznać historię, której zrozumienie w całości nie jest możliwe.

Pisałem już w iThink o Arcade Fire, którego trzon stanowi małżeństwo. Teraz nadszedł czas na rockowy zespół, w którego skład wchodzą trzej bracia i kuzyn. Wszystkich łączy nazwisko Followill.

Szanowni Państwo, jeśli macie już dość permanentnego bólu egzystencjalnego IV RP, to zapraszam do Australii.