Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Złamane pióro rewolucji
dodano 25.05.2010
Krótka nowela, której akcja toczy się w Piotrogordzie w czasie rewolucji lutowej w roku 1917.
Następnego dnia Mirianow zgodnie z planem znalazł się w fabryce broni. Komitet strajkowy nie miał nic przeciwko obecności dziennikarzy. O umówionej godzinie uczestnicy strajku zgromadzili się w ogromnej hali fabrycznej. Na schodach, prowadzących do pomieszczenia sterowni, stanął dumnie przewodniczący komitetu. Usadowił się na barierce w dobrze widocznym miejscu, ponad tłumem pracowników. Na jego pojawienie się ludzie zareagowali lawiną oklasków i okrzyków. Gdy gwar wreszcie ucichł, przewodniczący rozpoczął przemowę. Jego donośny głos, wzmocniony świetną akustyką hali, dodawał proletariuszom otuchy i nadziei. Krzyczał, że strajk trwać będzie dopóty, dopóki pracownicy nie otrzymają zaległych płac, a w sklepach nie pojawi się żywność. Przewodniczący – niczym guru – nakazał otwarcie bram fabrycznych i wymarsz robotników na miasto. Zamierzał poprowadzić manifestację ulicami stolicy.
Siemion stał z teczką na ramieniu i skrupulatnie notował wszystko: począwszy od słów przewodniczącego do samego zachowania tłumu. Chwilę po tym, jak robotnicy wylegli na miasto, z kilku stron jednocześnie wyłoniły się oddziały policji i wojska. Najwyraźniej, były one wcześniej przygotowane do ataku i oczekiwały na robotniczą demonstrację. Gdy masy pracowników nie reagowały na żądania rozejścia się, policja otworzyła ogień, czym wzbudziła panikę wśród tłumu. Niektórzy ze strajkujących grupowo rzucali się na policjantów ze stalowymi prętami. Ginęli wówczas od kul bądź – jeśli mieli więcej szczęścia – byli obezwładniani i aresztowani. Siemion obserwował walkę z boku, z bezpiecznej pozycji. Stał, wsparty o uliczną latarnię i w pośpiechu sporządzał notatki. W pewnej chwili dostrzegł swego kuzyna, Piotra, prowadzonego przez policjantów. Z żalem uznał, że los Własowa jest już przesądzony, w związku z jego rewolucyjną przeszłością. Późnym popołudniem Siemion udał się do redakcji z gotowym tekstem artykułu. Otrzymał z ust szefa pochwałę, a jego dzieło następnego ranka ukazało się w wydaniu specjalnym gazety.
Kolejny marcowy dzień Mirianow spędził wraz z kolegami w biurze. Usłyszał od nich, że fala strajków opanowała już całą stolicę i że rozprzestrzenia się na sąsiednie miasta. Szef tego dnia wyglądał na zdenerwowanego i pochmurnego. Wyznał, że boi się, iż do siedziby redakcji wkroczą funkcjonariusze Ochrany i ją zlikwidują, a cały sztab edytorski zostanie aresztowany. Pracownicy usiłowali go uspokoić. Bezskutecznie. Koroliewa bowiem ciężko było do czegokolwiek przekonać, gdy się uparł.
Po powrocie do domu młodego dziennikarza ogarnął minorowy nastrój, wbrew wczorajszemu sukcesowi. Widocznie, obawy kierownika udzieliły się również jemu. I z całą pewnością nie ostudziło ich pukanie do drzwi, na długo po godzinie policyjnej. Siemion, siedząc przy stoliku, z przerażenia zamarł w bezruchu. Był pewien, że to policja przyszła go aresztować za współpracę z socjalistycznym pismem. Po kilku minutach grozy zza drzwi odezwał się stłumiony, zachrypnięty głos:
- Panie Mirianow, jest pan tam? Przychodzę z wieśćmi od pańskiego kuzyna, Piotra.
Młodzieniec odetchnął z ulgą i wpuścił gościa do środka.
- Nazywam się Nikołaj Butniew. Trzymali mnie z Piotrem Andriejewiczem w jednej celi – przedstawił się nieznajomy, po czym kontynuował:
- Mnie szybko wypuścili, bo nic przeciw mnie nie mieli. Ale gorzej z Piotrem. Okazało się, że był od kilku tygodni poszukiwany za ekspropriację. W areszcie bez trudu go rozpoznali.
- Gdzie go zamknęli? – zapytał Siemion.
- W Twierdzy Pietropawłowskiej. Grozi mu kara śmierci bądź – w najlżejszym wariancie – wiele lat katorgi.
- Jak mnie pan znalazł? – przerwał Mirianow.
- Gdy wychodziłem na wolność, pański kuzyn podał mi adres i poprosił, żebym panu przekazał, że jest cały i zdrowy... nie licząc solidnej chłosty. Ale cóż, teraz już mu pomóc nie możemy.
Rozmowa między mężczyznami trwała jeszcze kwadrans, po czym Siemion wręczył gościowi kilka rubli jako dowód wdzięczności za informacje o kuzynie i odprawił go do domu.
Od wizyty tajemniczego gościa minęło kilka dni. Mirianow postanowił udać się pod Pałac Zimowy, gdzie toczyły się szczególnie uporczywe demonstracje. Relacje spod pałacu mogły stanowić niezmiernie wartościowy materiał. Ambitny adept dziennikarskiego kunsztu wsiadł więc w tramwaj, a w myślach starał się ogarnąć całokształt wydarzeń z ostatnich dni. Pojazd przemierzał kolejne place i ulice. Siemion przez okna przyglądał się tłumom robotników z transparentami i rzadziej – czerwonymi sztandarami. Część z nich zachowywała się agresywnie, demolując sklepy i restauracje bądź przewracając miejskie ławki. W wielu rejonach miasta interweniowało wojsko. Siemion z frasunkiem i trwogą patrzył, jak żołnierze mierzą z karabinów do uczestników zgromadzeń. Tymczasem tramwaj wciąż sunął naprzód swoim stałym tempem, jakby niepomny na to, co działo się dookoła niego. Niespodziewanie, na kilkaset metrów przed jedną z ostatnich stacji podróży Mirianowa, pojazd został zatrzymany przez patrol wojska. Żołnierze kazali wszystkim pasażerom wysiąść na zewnątrz. Przystąpili do sprawdzania ich dokumentów. Chcieli wiedzieć, czy któryś z aktywistów robotniczych nie ucieka tramwajem z obławy. Serce Siemiona zabiło mocniej, a jego ręce zaczęły drżeć. Znów bał się, że może zostać aresztowany. Dlatego, opuszczając pojazd, zostawił w środku teczkę z notatkami oraz kilkoma egzemplarzami gazety. Gdy mundurowi przeglądali jego dokumenty, z trudem panował nad drżeniem rąk i mimiką. Udało się. Puścili go wolno. Jednak wcześniej, oczekując w kolejce do kontroli, podsłuchał rozmowę żołnierzy. Mówili o kilkunastu pułkach carskich, które odmówiły strzelania do robotników, a nawet przyłączyły się do demonstrantów. Mirianow był zdumiony. W myślach zadawał sobie pytanie: „Czyżby Własow miał rację, że rozpoczęła się rewolucja?” Uniknąwszy aresztowania, a także innych nieprzyjemności, dziennikarz zmieszał się z tłumem.
Słońce, pełnym złocistych refleksów występem na zachodzie, kończyło swoje tournee po bezchmurnym nieboskłonie, gdy Siemion, przy świecy, ślęczał nad biurkiem w redakcji i „komponował” kolejny artykuł do gazety. Z pasją pisał o poddających się garnizonach i opanowaniu wielu budynków publicznych przez zbuntowanych żołnierzy. W głowie dziennikarza wciąż dźwięczały okrzyki rozwścieczonych robotników i miarowe odgłosy marszu pułków. W pamięci utkwił mu widok oddziału żołnierzy, którzy zamiast strzelać do demonstrantów, wyciągnęli do nich ramiona w geście pojednania. Tak właśnie wyglądała teraz cała stolica i takimi wydarzeniami żyła.Siemion pochłonięty był pracą, gdy do biura redakcji wkroczył z werwą inny z dziennikarzy, Grigorij Pastuszkin i zdyszanym głosem natychmiast oznajmił:
- Nie uwierzycie, panowie! Precedens w dziejach Rosji! Car abdykował... – po tych słowach w oficynie zapadło milczenie, lecz chwilę później Pastuszkin ciągnął dalej:
- Mikołaj II scedował koronę na Wlk. Ks. Michaiła, jednak ten także zrzekł się władzy na rzecz Tymczasowego Komitetu Dumy – rzekł żurnalista.
Koledzy z redakcji nie mogli wydobyć się z odrętwienia, dopóki Pastuszkin nie skonkludował triumfalnym barytonem: - To koniec monarchii! -Atmosfera wytężonej pracy rychło ustąpiła wybuchowi spontanicznej, wręcz naiwnej radości. Nie zważywszy na dalsze trudności, jakim będzie musiała stawić czoła Rosja, cała redakcja łączyła się w myśli, że „oto nastał dzień wolności i równości, bowiem tyran ustąpił pod naporem protestu swych gnębionych poddanych”.
W rewolucyjnym zamęcie upływały mieszkańcom Piotrogrodu kolejne doby. Kompetencje rządowe w stolicy i w całym imperium zostały rozdzielone między dwa ośrodki władzy: Rząd Tymczasowy, zdominowany przez liberałów oraz Radę Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Lud mógł po raz pierwszy od zarania dziejów cieszyć się nowymi swobodami. Zniesiono bowiem cenzurę, rozwiązano tajną, carską policję i zwolniono więźniów politycznych. Na zachodzie wojna trwała jednak nadal bez powodzenia dla strony rosyjskiej, co nie wpływało korzystnie, w oczach rodaków, na autorytet gabinetu księcia Lwowa. Coraz do częściej do głosu, zarówno w Radach, jak i na licznych wiecach, dochodzili bolszewicy, którzy dopiero co opuścili więzienia. Na mocny amnestii z Twierdzy Pietropawłowskiej zwolniono także Piotra Własowa. Swoje pierwsze kroki po wyjściu z więzienia skierował on do mieszkania Siemiona. Jego rewolucyjny zapał odżył, a nawet wzmógł się, dzięki dysputom ze współwięźniami. Teraz chciał tym zapałem, w bolszewickim wydaniu, zarazić kuzyna.
Mirianow, wycieńczony kolejnym dniem pogoni za informacją, odpoczywał w swoich wynajętych czterech ścianach. Wizyta krewnego zakłóciła jego spokój. Pomimo zmęczenia, pojawienie się Piotra stanowiło miłe zaskoczenie. Gdy gospodarz uchylił drzwi i spostrzegł sylwetkę kuzyna, jego twarz rozpromieniała. Siemion przywitał gościa w osobliwy sposób:
- Ty żyjesz? Kiedy cię aresztowali bałem się, że już się nie spotkamy.
- Rząd wprowadził amnestię. Jestem wolny. Lokomotywa rewolucji rozpędziła się już i ciągnie za sobą wagony aktywistów. Wyciąga ich z twierdz i więzień. Zza granicy zasysa całe tabory ludzi, którzy niedawno musieli uciekać przed carskim berłem. Nawet towarzysz Lenin wraca do nas!
- Ale czy ta lokomotywa ma hamulce awaryjne? – zapytał zasępionym głosem Siemion.
- To proletariat, ręka i kręgosłup społeczeństwa w jednym, wyznacza pęd i kierunek zdarzeń. A zaręczam ci, że jesteśmy jeszcze daleko od celu. Władzę powinny przejąć niezależne rady robotników. Żeby zakończyć walkę klas, trzeba obalić rządy burżuazji – bronił swego stanowiska Własow.
- Społecznym kręgosłupem, bracie, powinna kierować rozsądna głowa – odparł dziennikarz – a taką głową jest rząd. Do socjalizmu powinniśmy przejść nie z mieczem w ręku, nie przez morze krwi, ale po dłuższej drodze reform.
- Dużo się jeszcze musisz nauczyć, Siemion. Większość klas społeczeństwa: burżuje, kler, chłopi, oficerowie nie dojrzało jeszcze do socjalizmu. W demokratycznej rywalizacji marksizm przegra więc z anachronicznym ustrojem. Siły reakcyjne zniweczą nasze starania. Tylko rewolucja i wprowadzenie dyktatury proletariatu postawią fundament pod nowy ład społeczny – Piotr wygłosił swoje zdanie z pełnym przekonaniem o jego słuszności, po czym zaproponował:
- Za tydzień odbędzie się zebranie komitetu centralnego w Instytucie Smolnym. Przyjedzie sam Lenin wraz z całą śmietanką ruchu rewolucyjnego. Wybieram się tam i chciałbym, żebyś poszedł ze mną. Przekonasz się, że nasze idee to nie mrzonki.
- Cóż, przy okazji mógłbym zebrać materiał do gazety – skonstatował Siemion – pójdę, chociaż nie sądzę, bym dał się przekonać.
Na sali wykładowej Instytutu Smolnego zebrały się setki ludzi. Podczas gdy częśc z nich zajęła już miejsca, pozostali krzątali się między rzędami krzeseł, przemieszczali się pośród grupek uczestników i witali się z delegatami z pozostałych kół. W sali dało się słyszeć, obok rosyjskiego, rozmaite inne języki: gruziński, polski, ormiański, a nawet jidysz. Chociaż Siemion, jako dziennikarz i mienszewik, był przyzwyczajony do podobnych widoków, to rozmach zgromadzenia wywarł na nim spore wrażenie. Piotr przedstawił go gronu swoich znajomych. Razem zajęli miejsca w tylnych rzędach, skąd widok był najlepszy. Wreszcie wybiła godzina rozpoczęcia kongresu. Na katedrę wstąpił znany działacz bolszewicki, Jakow Swierdłow. Przywitał zgromadzonych i zapowiedział wystąpienie Lenina. Towarzysz Ulianow wyłonił się z pierwszego rzędu krzeseł i dumnym krokiem podążył ku mównicy, witany burzą oklasków.
- Towarzysze! – rozpoczął – na naszych oczach dokonała się rewolucja burżuazyjna! Epoka monarszego ucisku dobiegła końca. Dla klasy robotniczej Rosji nastały lepsze czasy – czasy spełnionych nadziei. Robotnicy z pomocą wojska położyli podwaliny pod piękne dzieło. Jednak rozpoczęte dzieło należy dokończyć! Nie możemy zatrzymać się w połowie drogi. Aby osiągnąć cel – rządy proletariatu – potrzebujemy rewolucji. Powiem więcej: pragniemy rewolucji, która położy kres podziałowi na uciskających i uciskanych! – Audytorium nagrodziło słowa Lenina gromkim aplauzem. Mimo to Siemion pozostał niewzruszony. Kolejne wypowiedzi, ciskane w stronę słuchaczy z narastającą intensywnością i pasją, w końcu pobudziły umysł dziennikarza. Lecz gdy Lenin skrytykował mienszewików za ugodowość względem Rządu Tymczasowego i zarzucił im zdradę marksizmu, w młodzieńcu wezbrała złość. Przymierzał się do wyjścia z Sali, jednak Własow chwycił go za ramię i uspokoił. Chwilę później mówca przeszedł do krytyki rządu za kontynuację wojny.
- To jest wojna imperialistyczna – oznajmił – i skorzystają z niej nie narody, a wyłącznie klasy posiadające kapitał. Zwycięska strona konfliktu przejmie terytoria, kolonie i bogactwa wroga, ale kapitaliści nie dopuszczą ludu pracującego do udziału w dzieleniu łupów!
Rzucona teza zaczęła odbijać się echem w głowie Siemiona i łagodzić jego gniew. Stopniowo, z coraz większą aprobatą wsłuchiwał się w słowa przywódcy bolszewików. Nie spostrzegł nawet, gdy złączył się z plenum w rewolucyjnym uniesieniu. Charyzmatyczna postać Lenina zdawała się wzrastać niczym posąg na postumencie jego tez kwietniowych. Siemion odniósł wrażenie, iż przenikliwy wzrok mówcy dosięga każdego z delegatów z osobna i podobnie – słowa mistrza kierowane są do każdego indywidualnie. Wsłuchany i wpatrzony w sylwetkę górującą nad mównicą, dziennikarz nieświadomie przestał notować i poczuł, że przechodzi przemianę światopoglądową. Zwłaszcza po tym, jak Lenin poruszył kwestię wspólnej, robotniczej kontroli nad produkcją i dystrybucją dóbr, a także temat nacjonalizacji ziemi, i zniesienia armii, Mirianow uznał, że jego dotychczasowe przekonania były błędne, wybrakowane. Bledły w konfrontacji z argumentami zdeklarowanych rewolucjonistów, które padły właśnie z ust Ulianowa. W ciągu kilkunastu minut stał się bolszewikiem.
Po zakończeniu zebrania Siemion postanowił przelać swoje nowe odczucia i przemyślenia na papier. Zamierzał zamieścić je w kolejnym wydaniu gazety. Popołudniu udał się z gotowym już tekstem do redakcji. Po raz pierwszy w swoim życiu zawodowym, nie stronił w artykule od pochlebstw dla Lenina. Dokonał też krótkiej, acz sugestywnej analizy treści jego referatu. Szef magazynu, rzuciwszy okiem na artykuł, poczerwieniał na twarzy, a jego brwi mimowolnie zmarszczyły się złowrogo.
- Co to jest?! – wrzasnął oburzony – jeśli pan popiera tych szaleńców, to proszę takie myśli zachować dla siebie. W „Echach Piotrogrodu” nie ma miejsca na bolszewicką propagandę! - Mocne słowa kierownika uderzyły w godność świeżo „nawróconego” bolszewika. Między mężczyznami doszło do ostrej wymiany zdań, w efekcie której Siemion stracił jedyne źródło utrzymania. Wściekły, niemal ogłuszony gniewem, wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Ochłonął dopiero po przejściu kilku przecznic. Wtedy ogarnęły go sprzeczne uczucia. Z jednej strony, pojedynczym, nieostrożnym ruchem zaprzepaścił swoją karierę i z tego tytułu miał ochotę powiesić się. Z drugiej – czuł, że postąpił słusznie, broniąc swego zdania i honoru. Nawet jeśli kosztowało go to utratę posady. Idąc przed siebie, wspominał niedawne sukcesy i wtedy jego duszę jęła przepełniać gorycz i rozpacz. Gdy przechodził obok nędznego szynku, postanowił utopić swój żal w butelce wódki. Bezceremonialnie wszedł do środka brudnego, cuchnącego dymem lokalu i zakupił butelkę najlichszego trunku. Samotnie zajął miejsce przy stoliku w rogu, na którym stał wazon zeschniętych, zwiędłych kwiatów.
Pół godziny później, podchmielony, z apatią przysłuchiwał się pijackim dyskusjom i kłótniom. Jego uwagę zwróciło trzech głośnych obdartusów, siedzących przy sąsiednim stoliku. Prawie unisono i na cały lokal krzyczeli, że bolszewicy to bandyci i niemieccy agenci, opłacani przez zagraniczny wywiad. Z nienawiścią miotali pod ich adresem wulgaryzmy. W Siemionie zaczęła gotować się krew, lecz usiłował się opanować. Alkohol poluzował jednak wodze jego woli, dlatego wstał i na caly głos krzyknął: - Niech żyje Lenin! Chwała rewolucji! Śmierć burżujom! - Przygodni sąsiedzi, jakby porażeni jego sprzeciwem, podnieśli ze stolika po butelce i machinalnie rzucili nimi w stronę Mirianowa. Dziennikarz przykucnął i dzięki temu uniknął obrażeń. Podniósłszy się, desperacko rzucił się z pięściami na jednego z oponentów. Znienacka powalił go na ziemię. Momentalnie wywiązała się burda z udziałem kilku osób. Siemion, z pianą na ustach, już zdawał się triumfować nad jednym z pijaków. Siedział na jego piersiach i obiema rękoma przyduszał go. Wtem poczuł zdradziecki cios w kark. Ostrze noża wbiło mu się głęboko w szyję. Obficie splunął krwią i kurczowo chwycił się za krtań. Bezwładnie opadł na ziemię i ostatnim tchem, charczącym głosem wydobył z siebie okrzyk:
- Niech żyje Lenin! – Tak oto kapryśna rewolucja rzuciła na pastwę losu i straciła jedno ze swych najzdolniejszych dzieci.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW