Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Non omnis moriar
dodano 16.02.2007
Umierasz. A co potem? ...
Siedem lat temu. Wywiózł psa do lasu i przywiązał do drzewa. Nie mieli z żoną pomysłu co z nim zrobić. Urlop. Perspektywa leniuchowania na złocistej plaży na Azorach nie komponowała się ze starym przygłuchawym Azorkiem. Oczyma duszy widział biednego osowiałego psiaka wpatrującego sie tęsknie w malejący samochód. Biedaczyna pewnie drżał z zimna. Skomlał ze strachu nie mogąc pojąć tego, co sie stało. Dlaczego jego pan go zostawił? Ta biedna psina. Potraktował wiernego przyjaciela jak starą zepsuta zabawkę.Gorzej! Zostawił na pewną smierć. Czuł to, co musiał czuć Azorek. Dlaczego prześladują go te myśli? Dlaczego? Są torturą. Nie chce już czuć tej rozpaczy, nie chce!!!
Usiadł. Otępienie opanowało jego umysł. Ta wszawa bezradność, której zawsze tak bardzo nienawidził.. zawsze był panem swego losu. Był przywódcą,szefem. Liderem! Był. Teraz nic już od niego nie zależało. Bezsilny w tych czeluściach jak mucha usiłująca przelecieć przez szybę. Bez sensu. Po co podejmować wysiłek i szukać stąd wyjścia skoro nawet nie wie czy się przemieszcza?
Nie, nie, nie! wszystko co wywalczył w swym życiu zawdzięczał temu że nigdy się nie poddawał, nawet w sytuacjach wyglądających beznadziejnie. Wstał. Zaczął biec. Coraz szybciej i szybciej przebierał nogami lecz nadal miał nieprzyjemne wrażenie bezruchu. Sytuacja wyglądała beznadziejnie. Położył się. Chciał jak najszybciej zasnąć. Gdy był dzieckiem to była jego taktyka na przetrwanie kłótni między rodzicami. Zakopywał się w pierzynie i znikał we śnie. Kompletny brak świadomości - o tym teraz marzył. Długo czekał lecz sen nie nadchodził.
Był jak żelazna kulka zawieszona przez szalonego naukowca w polu elektromagnetycznym; jak kosmonauta, który bezradnie dryfował w przestrzeni. Będąc na miejscu tego nieszczęśnika mógłby mówić o wielkim szczęściu - Dryfowałby w kosmosie czekając na ratunek lub co bardziej prawdopodone na śmierć. A na co tu może czekać? Przecież jest martwy. Brakowało mu smaku, dotyku, wzroku. Poczuć coś zmysłami, cokolwiek, nawet gdyby to miało być jakieś obrzydlistwo. Byleby tylko choć na chwilę przerwać ten obłęd. Tą nudę. Ten brak poczucia istnienia. Świat materialny stał się dla niego tym czym narkotyk dla ćpuna na głodzie.
W ustach pojawił się metaliczny smak. Poczuł - jakby ktoś wysłuchał jego próśb, jakby się zlitował - smak krwi! Uderzenie. Ból. Mimo że doznania były nieprzyjemne, rozkoszował się tą chwilą. Niespodziewanie zalała go fala zażenowania, upodlenia i poczucie pogodzenia się z beznadziejnym losem. Nim uzmysłowił sobie co się dzieje, odzyskał wzrok. Ujrzał siebie - z czasów podstawówki. Dookoła stała gromada podnieconych gówniarzy. Najdziwniejsze było to, że stał oczekując na cios od samego siebie, zupełnie jakby się rozdwoił...o Boże! Przecież jest w ciele kolesia, którego w budzie zawsze tłukł i poniżał. Wizja zniknęła tak nagle jak się pojawiła.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW