Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Śluby, wesela, przysięgi i absolwenci
dodano 17.01.2007
Wiele dwudziestoparoletnich par bierze dziś ślub. Przysięgają w kościołach, urzędach, a nade wszystko bawią się (?) na weseliskach. Można by powiedzieć: "a na co czekać?". Mi przychodzą inne pytania do głowy - "z jakiego powodu? dlaczego?"
Śluby kojarzą mi się przede wszystkim z weselami, których, przyznam szczerze i z góry, po prostu nie lubię. A nie powinien. Uwielbiam ceremonię. Czasem mnie wzrusza, czasem po prostu cieszy. Jednak to nie na niej skupiona jest cała uwaga. Wesele jako świętowanie całego zdarzenia ma być zawsze punktem kulminacyjnym, najważniejszym dnia przysięgi. A więc cały cyrk z suknią ślubną, orkiestrą lub też DJ-em, obfitymi posiłkami, przebieraniem się gości przede wszystkim płci żeńskiej w stroje wieczorowe (o właściwej, naturalnie, porze), grami i zabawami (które mało kogo cieszą) przez wodzireja wymyślanymi, kursami tańca przedślubnymi, zapraszaniem nie lubianych wujków i ciotek, wymyślaniem zaproszeń, listą prezentów, no i jakże – ogromną ilością alkoholu… - jak on się ma do tej decyzji. Do powodu, dla którego przysięga się, że na całe życie, że w zdrowiu i chorobie… Razem.
Otóż ja postrzegam tę całą zabawę jako zwykłe targowisko próżności. Kiedyś wystawność wesela przede wszystkim poświęcona była pannie młodej, gdyż uważano, iż to jest „jej” dzień. Piękna księżniczka w białej sukni staje się królową balu czy też życia na ten jeden dzień, właśnie po przysiędze małżeńskiej. Myślę sobie, iż jest to pewna symbolika. Hucznie trzeba świętować, należy się radować itp. Nie rozumiem jednak całej tej dzisiejszej parady, wystawności, świętowania na pokaz. Są ludzie, którzy traktują ślub poważnie. Są ludzie, którzy urządzają gustowne wesela w gronie ludzi, z którymi naprawdę chcą je spędzić. Wydają mi się jednak oni niemal niezauważalni. Będąc zaproszoną na kolejne z rzędu, niemal bliźniaczo podobne (mimo bardzo silnej chęci odróżnienia się od wszelkich tego samego rodzaju imprez koleżanek i kolegów), wesele, znów nasuwa mi się refleksja – dlaczego?, czemu teraz?, po co?
Pewien profesor uczelni wyższej powiedział mojej koleżance tuż przed egzaminem magisterskim, uspokojony zapewnieniem, iż przyszła absolwentka ma chłopaka, że jak najszybciej ma go usidlić. Bo jeśli nie podczas studiów, to potem już sprawa będzie przegrana... Dlaczego? - zapytała. Ów profesor odpowiedział, że z jego doświadczenia wynika, iż w pracy już nikt się nie ustatkuje, ani ustatkowaniem na poważnie nie zajmuje. Inne relacje panują, powiadał, w życiu zawodowym, inne w życiu studenckim. Łatwiej skupić się na drugiej osobie, łatwiej dogadać, będąc jeszcze lekkoduchem uczelnianym. Czy słowa profesora mogą być odpowiedzią na moje pytania? Moja koleżanka, pełna szacunku dla sędziwego profesora i uznania dla jego mądrości, bierze ślub w czerwcu... A ja rzucam swe pytania w przestrzeń. Wirtualną :-).
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW