Czy prezydent powinien obrażać się na artykuł prasowy?
dodano 09.01.2007
I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa,
I żart dowcipną przyprawiony sztuką
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie kąsa.
Każdy ma prawo do tego, aby nie czytać pewnych gazet (lub czasopism) i odradzać wszystkim sięgania do nich. Co innego, jeżeli padają otwarte groźby w kierunku autorów artykułów, które trafiają najwyższych państwowych urzędników w ich czułe punkty. Próba zmuszenia kogokolwiek do zdementowania, czy poprawienia wcześniej odpowiednio kąśliwie podanych informacji, przypomina oddźwięk przysłowiowych nożyc, po uderzeniu w stół.
Prezydent, a tym bardziej prezydent, którego kariera rozpoczęła się w świetle krytyki i dowcipu, jest w pewnym sensie taką samą osobą publiczną jak popularna aktorka, czy znany piosenkarz. I patrząc na to w ten sposób, każda z tych osób ma prawo do dementowania plotek na swój temat, które są nieprawdziwe lub co do których chce, żeby za nieprawdziwe je uznano wbrew stanowi faktycznemu. Jednak najczęściej w pierwszej z tych sytuacji nie kończy się na konferencji prasowej i publicznym rachunku sumienia, ale na procesie o zniesławienie. Wówczas jednak trudno uznać reakcję zainteresowanego za obrażenie się. Trafniej byłoby nazwać to najzwyczajniej obroną swojej godności osobistej i szacunku u ludzi, tak ważnego w karierze politycznej. Reakcja taka o tyle nie jest usprawiedliwiona, o ile usprawiedliwienia nie potrzebuje. Ale oburzenie się za satyrę graniczy ze śmiesznością. Wszak prawdziwa cnota krytyki się nie boi.
Sądzę, że w kraju w którym wolność prasy ograniczana jest przez mocodawców politycznych mediów, a publicyści przenoszą się ze swoimi tworami do internetu, kąśliwe uwagi na temat władzy, w tym oczywiście prezydenta IV RP, powinny być podawane możliwie bez nazwisk, zastąpionymi czytelnymi i oczywistymi aluzjami. Wszyscy zainteresowani będą wiedzieć o co tak naprawdę chodzi, zaś dziennikarze unikną konsekwencji jakie niesie za sobą odwołanie się do prawa cywilnego. Aczkolwiek uważam też, że pewne kwestie powinny być wyłącznie przedmiotem dyskusji pomiędzy obywatelami. Bo przecież nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne, przepraszam: białe jest czarne, a czarne jest białe.
wróc do artykułów