Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Szkoła, czyli zdziczała dżungla.
dodano 08.12.2006
Druga połowa października. Polskę obiegła informacja o samobójstwie 14-letniej uczennicy gdańskiego gimnazjum. Powód: agresja i molestowanie seksualne ze strony rówieśników. Sprawa nakręcona przez media nabrała poważnych rozmiarów i dała nam do myślenia na temat gimnazjów. Sprawą zainteresowali się również politycy, którzy zastanawiają się, w jaki sposób zapobiec w przyszłości podobnym zdarzeniom. Jak się później okazało, przypadek nie tylko nie jest odosobniony, lecz powszechny w całym kraju.
Wszyscy się dziwimy, że nikt nie zareagował na sytuację. Że nikt nie wezwał nauczyciela lub innej dorosłej osoby. Jeśli w klasie tego dnia było 20 osób (mniej więcej tyle liczą sobie klasy) i na te 20 osób nikt nie zareagował, to coś jest tutaj nie tak. Czyżby 20 osób bało się 5 rówieśników. Gdyby wszyscy ruszyli z pomocą, do niczego by nie doszło. Takiemu stanowi rzeczy winni są zdecydowanie nauczyciele. Nauczyciele wolą "nie widzieć" i "nie słyszeć". Boją się uczniów, upokorzenia. Przykład z Torunia, kiedy uczniowie nakładają na głowę wykładowcy kubeł na śmieci, jest wystarczającym dowodem. Dzisiejszy pedagog nie ma autorytetu wśród uczniów. A klasa widząc, że nauczyciel nie radzi sobie z huliganem, traci do niego szacunek, a huligan zyskują dobre imię i respekt wśród kolegów. Rodzice w ogóle nie wspomagają szkolnych wychowawców. Chcą, aby wychowywali ich dzieci, a sami nic nie robią. W ten sposób się nie da. Rodzice obwiniają nauczycieli, że Ci za bardzo się wtrącają, że przesadzają. A gdy uczeń dostanie słabą ocenę lub złe zachowanie, to wychowawca może być pewny, że jeszcze tego samego dnia wyląduje na dywaniku u dyrektora. Polska szkoła głównie stawia na wpajanie młodzieży ogromnych ilości informacji, a wychowanie spycha na drugie miejsce. Wielu nauczycieli po prostu nie potrafi albo boi się krzyknąć na nieodpowiednio zachowującego się ucznia, gdyż może mieć później spore kłopoty z rodzicami i z dyrektorem szkoły. Polscy pedagodzy po prostu nie radzą sobie z dzisiejszą młodzieżą. Dali sobie "wejść na głowę" i teraz muszą za to płacić ciągłym upokarzaniem. A ofiara szkolnej fali nie zwróci się z pomocą do nauczyciela, który nie ma autorytetu, bo wie, że ten mu nie pomoże. I dopóki nie wyląduje w szpitalu lub się nie powiesi, oprawcy będą bezkarni i nieuchwytni. Dzisiejsza szkoła rządzi się swoimi prawami. Kto jest silny, ten rządzi, a kto słaby, niech cicho siedzi. Prawo dżungli wśród zdziczałych bachorów!
To, że polska szkoła musi się zmienić nie ma wątpliwości. Muszą zmienić swoje podejście również rodzice. Muszą być lepszymi obserwatorami swoich pociech. Ale przede wszystkim musi zmienić się podejście samych uczniów do agresji. Bo nawet jeśli powstaną specjalne szkoły dla agresywnych uczniów, to ktoś musi ich tam umieścić. A trzeba mieć do tego podstawy. Jest to z pewnością dobre rozwiązanie. Śmieszny jest na pewno zapis z programu "Zero tolerancji" dotyczący zakazu używania komórek w szkołach. Z pewnością uczniowie nadal będą przynosić telefony do szkół, a ani nauczyciel i żaden inny pracownik oświaty nie będzie mógł go ich za to usunąć do specjalnej szkoły. Chociaż z drugiej strony rodzice bardziej by się zainteresowali swoimi dziećmi. Komórki mają już najmłodsi uczniowie szkół podstawowych, tylko po to, aby rodzice byli spokojniesi. A gdyby nie mieli, bardziej by się może ktoś nimi zainteresował. W każdym razie to na pewno nie zmieni sytuacji. Zmienić muszą się zadania szkoły. Jej rola nie może odnosić się tylko i wyłącznie do edukacji humanistycznej i ścisłej. Musi również przekazywać etyczne i moralne wyznaczniki, które są niezbędne do dobrego wychowania. Wszystko w rękach Ministerstwa Edukacji Narodowej, tego jakie podejmie decyzje i jak one wpłyną na nauczycieli i rodziców. Bo to od nich, w dużej mierze zależy, jaka będzie przyszłość polskiego narodu.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW