Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Skra Bełchatów w Lidze Mistrzów 2007/08
dodano 26.04.2008
Pierwsza część podsumowania sezonu w wykonaniu Skry Bełchatów. Na wstępie sezon 2007/2008 w Lidze Mistrzów.
Wciąż w grze pozostawały inne zespoły takie jak VfB Friedrichshafen, Panathinaikos Ateny czy AS Cannes. Jednak te drużyny nie dały rady wygrać swoich spotkań i do finałowej czwórki dostali się Sisley Treviso, Copra Piacenza i Dinamo Kazań.
Final Four
Ze względu na małą halę w Bełchatowie, wielka impreza jaką jest finał LM, przeniosła się do Łodzi. Tam w hali MOSiR-u kibice nie zawiedli i wypełnili wszystkie miejsca, świetnie dopingując Skrę. Tak jak podczas Ligi Światowej i tym razem Polacy byli niesamowici i wprawiali w zdumienie każdego. Jak co roku, niemożna było się nadziwić jakich to mamy niesamowitych kibiców.
Dinamo Kazań
W pierwszym spotkaniu Skra zmierzyła się z Dinamo Kazań. Od początku spotkania polski zespół nie mógł odnaleźć się na boisku. Głośny doping mobilizował zawodników do walki jednak nie zdołali wygrać ani pierwszego ani drugiego seta. Skra niebyła w stanie ani razu zablokować rywala przy trzech blokach Dinamo. Jedyne 38% skuteczności w ataku Wlazłego zdecydowanie odbijało się na grze zespołu. Kiedy wydawało się, że mecz jest już stracony, Skra przeszła niezwykłą metamorfozę. W trzecim secie na sile stracił Clayton Stanely (25% skuteczności w ataku!) dzięki dobrze spisującym się blokującym, a cały zespół w końcu zaczął straszy swoją zagrywką (6 asów! Wlazły – 2, po jednym – Dobrowolski, Heikkinen, Pliński, Antiga). Skra wygrała do 18. W czwartym secie kontynuowali swoją dobrą passę, wykorzystując zdziwienie zawodników Dinamo, którzy momentami stali na boisku niewiedzą co się dzieje. Polski zespół doprowadził do tie-break’u i w hali wybuchł szał radości. Zabawa trwała. Niestety już na wstępie piątego seta to Kazań objął prowadzenie 4:1. Do gry wrócił Clayton Stanley, który był nie do zatrzymania. Kiedy na tablicy wyników pojawiło się 14:7, już chyba tylko najbardziej zagorzali kibice wierzyli, że może zdarzyć się cud. A jednak! Bełchatowianie zaczęli odrabiać straty i ponownie porwali łódzką publiczność. 14:12. Jeszcze tylko dwa punkty! – krzyczeli ludzie na trybunach. I w tym momencie największy błąd w całym spotkaniu popełnił Mariusz Wlazły, posyłając piłkę w aut i to Dinamo mogło cieszyć się z udziału w finale.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ