Manifestacje zorganizowała grupa Kraków4Tibet. Na placu pod Dworcem Głównym zebrały się tłumy. Prawie każdy miał na sobie coś pomarańczowego- na znak solidarności z Tybetem.

- Obecnie w Tybecie łamane są podstawowe prawa człowieka- mówi Weronika Graban, jedna z organizatorów- wolność słowa, wyznania, wolność do zgromadzenia się i tworzenia stowarzyszeń. Więźniowie polityczni przetrzymywani są w nieludzkich warunkach i poddawani torturom. Nie będziemy stać z założonymi rękami.

Tłum, jaki zgromadził się na placu skandował bardzo głośno- „Wolny Tybet, wolne Chiny!”, „Dajaljama musi wrócić!”, „Wolność dla Tybetu”. Nad głowami powiewały flagi tybetańskie, uczestnicy manifestacji mieli opaski z napisem „Wolny Tybet” a z okrzykami przeplatał się rytmiczny dźwięk bębnów Kongo i dżamba.

Manifestacja zakończyła się po godz. 13.00. Organizatorzy ogłosili jej koniec, ale tłum nie zamierzał wcale rozejść się do domów. Wszyscy zostali, tak gdzie stali i dalej skandowali „Wolność dla Tybetu!”. Wokół grających na bębnach zebrała się publika, ktoś zaczął śpiewać „Wolny Tybet” do muzyki przez nich granej. Raz po raz do improwizacji dołączał się kolejny wokalista. Manifestacja przybrała formę sielskiego pikniku- ludzie grali, śpiewali, siedzieli na trawniku.

A obok, dwoje ludzi stanęło nad zdjęciami przedstawiającymi ofiary reżimu chińskiego. Zaczęli się modlić.