Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Świat się śmieje, a Potterowi wstyd
dodano 01.02.2008
Było miło, wesoło i przyjemnie – tak wynika z relacji mediów na temat premiery polskiego Harry'ego Pottera. Niestety, poza granicami naszego kraju jakoś nikt tego nie zauważył, za to mówi się głośno, że Potter najadł się w Polsce wstydu.
Nie tylko oni zresztą ośmieszyli polski rynek wydawniczy w oczach całego świata. Zadbali o to również ci uczciwsi sprzedawcy, którzy tak skupiali się na przygotowaniu własnych sklepów do premiery, że sami siebie zapomnieli przygotować.
Mało kto zadał sobie trud, by przeczytać choćby fragmenty Harry’ego Pottera – w efekcie na największej premierze w kraju słyszeliśmy, że Tiara Przydziału będzie nas przydzielać do poszczególnych SZKÓŁ, a nie domów. Feniksa Fawkesa nazywano FEJKSEM, co mogło z angielska przywodzić na myśl podróbkę (ang. „fake”) i sprawiać wrażenie, że w ogóle cała ta premiera jest nieco podrobiona. A ptak, którego w początkach gry w quidditcha gonili zawodnicy, ze znikacza nagle stał się KOLIBREM. Nie wspomnę już o konkursach, których autorzy zwyczajnie nie docenili wiedzy fanów Harry’ego Pottera, przez co w wielu przypadkach nawet nie udało się wyłonić zwycięzców.
Ostatni kamyczek do tej góry nieprofesjonalizmu dorzucił nikt inny, jak nasi – nazwijmy ich tak – koledzy po fachu, szczególnie ci z największych polskich mediów.
Dziennik na dwa dni przed 26 stycznia publikuje recenzję „Harry’ego Potter i Insygniów Śmierci”, której sam tytuł jest tak sugestywny, że pożal się Boże. A przecież już kilka godzin później dyrektor Media Rodzina zdejmuje z nas, dziennikarzy, Klątwę Dementorów, zastrzegając jednak, że wszystkich innych wciąż ona obowiązuje, dlatego do soboty nie wolno nam mówić ani pisać o treści siódmej części.
Dzień później nie przeszkadza to jednak redaktorom Gazety Wyborczej opublikować tekstu o fanach, którzy przeczytali powieść w oryginale. I na sam koniec artykułu zacytować ostatniego zdania z książki, które zdradza praktycznie wszystko. A co jest najsmutniejsze w tym wszystkim? To, że nikt nie zwrócił na to uwagi, nikt przeciw temu nie zaprotestował.
Dla porównania pozwolę sobie przypomnieć, jaka była burza, gdy New York Times opublikował recenzję „Deathly Hallows” zaledwie dzień przed premierą. Niestety, to było, ale na świecie. A w Polsce? Na tydzień przed premierą – na głównym krajowym dworcu sprzedają podróbki HP7, na trzy dni przed – w sklepach pojawiają się już oryginały, a jeszcze dzień później ich recenzje w prasie. Wszyscy wokół udają, że tego nie widzą. Wydawnictwo też nie chce lub nie ma siły działać, więc nawet nie pogrozi palcem, a co dopiero sądem.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW