Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Jak ja kocham ten Christmas nasz!
dodano 24.12.2007
Codziennie w okolicy 20 grudnia, zaczyna się ta sama kanonada. Odgłosy trzepania dywanów niosą się szerokim echem po okolicy niczym wystrzały na Froncie Ukraińskim osaczającym Festung Breslau zimą 1944/45.
Wzmożony ruch wokół trzepaków to niewątpliwy znak, że zbliża się Boże Narodzenie. A gdy do tego „trzepactwa” dołączają pierwsze przedsylwestrowe próby petard-rakiet V1 pod dowództwem młodzieży naszopolskiej, przy każdym wybuchu ze strachem rozglądam się za schronem. To nie jest zwykła wojna. To (o) święta wojna. Jednakże w tym roku mój optymizm związany z świętowaniem zostało mocno nadwątlony.
Scena 1 – Miej serce, wykup sklep dla bliskich
Duże centrum handlowe. Godzina 12.00. Wokół kłębi się tłum z obłędem rozglądając się po sklepach. Z witryn sklepowych zwisają bombki, obok sztuczne choinki oblepione mrugającymi światełkami w stylu dyskoteki techno. Mikołaje zachęcają do zakupów, Śnieżynki w czerwonych minispódniczkach, kuszą promocjami. Kicz świąteczny w pełnym rozkwicie. Wykonuję slalom pomiędzy koszami pełnymi jakiś tanich chińskich lampek, potworkowatych reniferów, włosów anielskich bazujących na wszystkich możliwych metalach ciężkich. Tak, niewątpliwie Boże Narodzenie przyszło do nas z Chin. Zaraz po Feng-Shui. Obok jakaś matka odrywa od półki ryczące jak zarzynany wół dziecko, które chce koniecznie dostać misia trzy razy większego od niego. Do łkającego chóru dołącza się kolejne. Tak na wszelki wypadek. A może uda się na litość coś wysępić u Świętego Mikołaja? Chyba zaraz też się rozpłaczę. Może i ja dostanę od pana w czerwonym kubraku najnowsze czerwone Porsche? A na razie nie mogę dostać paczkowanych migdałów i nikt z obsługi sklepu nie potrafi mi w tym pomóc. Po raz piąty w ciągu ostatniej godziny słucham „Last Christmas I gave you my heart...” na przemian z „I’m dreaming of a White Christmas”. Jak ja kocham te piosenki! Chyba kupię sobie płytę CD za 4,99, z oryginalnymi wykonaniami tych utworów, jak pisze na naklejce obok tekstu „Made in EU”. Są i moje migdały. To logiczne, że obok ogórków konserwowych i barszczu czerwonego w proszku. Wreszcie zgarniam z półki, co potrzebuję. Jeszcze szybki udział w pięciu świątecznych akcjach charytatywnych. I wracam z powrotem do półek, aby wziąć jeszcze raz to samo, co przed chwilą z dobrego serca oddałem sierotom w Kambodży, bezdomnym w Suwalskim, umierającym w Etiopii i potrzebującym w Potrzebie. Gdy nie było świąt, prawdopodobnie ludzka populacja zmalałaby o połowę z braku świątecznego współczucia. Ale pokazałem, jaki jestem współczujący. Nie będę miał poczucia winy, że zajadam się tłusta szynką, gdy inni nie mają, co do garnka włożyć. Teraz dyskretnie przeciskam się z koszem pełnym zakupów koło kolejnej zbiórki.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW