Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Wildsteina jazda na fali
dodano 01.07.2008
Bronisław Wildstein to już nie publicysta - to działacz polityczny, zaangażowany i stronniczy
Dodatkowo - ego dziennikarzy “Rzepy” nic tak nie podbija, jak wydanie własnej, zaangażowanej koniecznie, książki. I niezależnie od tego, czy talent sprzyja, jak Rafałowi Ziemkiewiczowi, czy nie - dziennikarzom wydaje się , że nie przejdą do historii, kiedy nie pozostawią po sobie “dzieła”. “Dolina nicości” Bronisława Wildsteina, okrzyknięta przez Salon IV RP pierwszą książką polityczną, z nie jednym kluczem, która ma być rozliczeniem się z elitami. Elitami III RP, oczywiście. Niektórzy piszą, że jest to pamflet polityczny, niektórzy twierdzą, że karykatura. Postacie zaludniające karty powieści, mają swoje odniesienia w rzeczywistości. Książka Wildsteina jednak jest porównywana do dzieł takich, jak “Przedwiośnie”, czy “Wesele” - a nawet ma być swoistą przypowieścią o losach Judaszy III RP. I oczywiście, apologeci piszą o niej, jak o dziele literackim. Może kilka smakowitych cytatów literackich; “Popatrzył na swój pomarszczony wielki brzuch, który nadawał jego sylwetce kształt wrzeciona. Pod brzuszyskiem ukrywał się mizerny kutasik.” [...] “Powietrze nie chciało wypełnić klatki piersiowej, a oddech stawał się niekontrolowanym skurczem. Bolało go serce. Uzmysłowił sobie, że ta wytarta metafora jest po prostu opisem fizjologicznej reakcji.” [...] “Postacie na pierwszym planie kręciły się na obrotowej scenie wprawianej w ruch przez maszynerię kontrolowaną przez tych za kulisami”. [...] “Sen wpływał z burej wydzieliny nocy. Był lepki i pełen wykrzywionych twarzy.” Nie da ukryć - wielka, wielka literatura…(sic!). Ale i w tej książce znajdziemy odniesienia do “Gazety Wyborczej” i Michnika - w książce jest to Michał Bogatyrowicz.
Każdy, kto dotknął się windsurfingu, wie, że żeby dobrze pływać i jechać na fali, oprócz dobrej deski, trzeba mieć dobry żagiel. Dopiero on da dobre rezultaty. Dla Wildsteina takim żaglem dla jego pisania publicystycznego jest właśnie “Gazeta Wyborcza” - a szerzej sprawy III RP, gdzie to właśnie Michnik ma być tym, który jest synonimem zła. W ostatnim wydaniu weekendowym “Rzeczpospolitej” znajdujemy artykuł, pod tytułem “Zapomnieć o Rywinie”, w którym to redaktor próbuje udowodnić, po raz kolejny, że siłą sprawczą afery nazwanej nazwiskiem znanego producenta filmowego, był Adam Michnik. Jestem dość świeżo po długiej rozmowie z byłym premierem, Leszkiem Millerem (wywiad wkrótce), który na tej całej sprawie stracił najwięcej, tak zresztą, jak i jego ówczesna formacja polityczna - i wiem doskonale, jak Wildstein się głęboko myli. Według niego afera ta odsłoniła mechanizmy funkcjonowania III RP. Określenie “III RP” jest zresztą traktowane przez większość prawicowych komentatorów jako obelga i synonim wszelkiego zła, korupcji, nepotyzmu i - oczywiście - układów szarych sieci, które oplatają kraj. Zapominają oni, że III RP jest zapisana w Konstytucji RP, akcie dalej w Polsce obowiązującym. Wildstein oczywiście również taką semantykę stosuje, przeciwstawiając ją nieskalanej i pełnej jasnych stron IV RP. Wildstein pisze w artykule, ze wybory w 2005 roku były klęską ugrupowań III RP, zapominając, że obie zwycięskie partie miały swoje korzenie w formacjach powstałych już na początku lat ‘90 - a główni politycy obu ugrupowań mają wiele wspólnego z OKP, z pierwszego parlamentu po wyborach czerwcowych roku ‘89. Jest faktem, że obie partie szły do wyborów pod hasłem IV RP - ale to Prawo i Sprawiedliwość, dla władzy, szybko związało się umowami - właśnie umowami, które niosły za sobą korupcje polityczną z ugrupowaniami skrajnymi, populistycznymi - i do tego ksenofobicznymi i w przypadku LPR, dodatkowo antyeuropejskimi. Wildstein wyśmiewa się z poglądu, wynikającego z wyroku sądu białostockiego, że afery Rywina nie było. Wyroku, który nie tylko oczyścił Aleksandrę Jakubowską z zarzutów, potwierdził brak “grupy trzymającej władzę”, ale również uczynił z raportu Zbigniewa Ziobro z prac komisji bezwartościową kupkę makulatury. Oczywiście - nie omieszkał obrazić wyroku sądu, który jednoznacznie określił działania prokuratury - a także mediów ją wspierających mianem “szukanie paragrafu na człowieka”. W dalszej części artykułu Bronisław Wildstein usiłuje udowodnić - bez podania ani jednego przykładu, ani jednego dowodu, ani jednego stenogramu rozmów, czy dowodu procesowego - że “Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik byli tymi, którzy już po wykonaniu nagrania Lwa Rywina w gabinecie szefa “GW” rozgrywali karty w sprawie nowego kształtu ustawy medialnej - i wręcz szantażowali SLD, w celu uzyskania jak najkorzystniejszych zapisów prawnych. Zapisów, które miały ponoć im dać prawo zakupu “Polsatu” Solorza - Żaka, co miało dać spółce Agora panowanie na rynku mediów papierowych i telewizji. Ciekawe, ale jakoś nikt wtedy, a i później nie pytał się Zygmunta Solorza, co on na kupczenie jego koncernem medialnym, poza jego plecami… Jest oczywiście prawdą, o czym pisze Wildstein, że lewica (a właściwie część polityków zaangażowanych w sprawy mediów) usiłowały wykorzystać sprzyjającą koniunkturę polityczną do uzyskania dominacji nad mediami - także publicznymi. I tu należy szukać źródła całej tej afery - ale w działaniach Adama Michnika i spółki Agora. To, że “Gazeta Wyborcza” była sojusznikiem postkomunistów z pod znaku SLD - jest nadużyciem, stwierdzeniem ukutym tylko dla tego, aby udowodnić, że jeżeli ktoś nie zgadza się z poglądami współbieżnymi z poglądami dziennikarzy prawicowych - to koniecznie musi wspierać komunę… Jednocześnie Wildstein sam sobie zaprzecza, pisząc w następnym akapicie, że SLD nie chciało wzmocnienia spółki Agora, przez zezwolenie jej na kupno telewizji. Pisze o jakiś negocjacjach, które jakoby miały mieć miejsce pomiędzy spółką Agora a przedstawicielami rządu, w których to członkowie zarządu spółki mieli negocjować korzystne zapisy nowych regulacji prawnych. Nigdy i nikt jakoś nie potrafił do tej pory przedstawić, kto, z kim, kiedy i o czym rozmawiał przez lipce 2002 roku, kiedy dokonano nagrania Lwa Rywina, na ulicy Czerskiej. Wildstein pisze, że już tuz po dokonaniu nagrania Michnik ponoć chodził i opowiadał, całą historię - a pomimo to przez 5 miesięcy nikt nie odważył się poważnie o tym napisać. Twierdzi, że pozycja i naciski Michnika były tak potężne, że nikt nie odważył się na publikacje informacji o propozycji korupcyjne Rywina i wręcz naczelny “Wyborczej” posuwał się do nieformalnych nacisków. Nasz redaktor twierdzi, że Michnik trzymał sprawę w tajemnicy, ponieważ miała ona taką siłę rażenia, że odsłaniała brudne sprawki establishmentu III RP. Nie odpowiada jednak na najważniejsze pytanie, które narzuca się samo - dlaczego Adam Michnik jednak zdecydował się na publikację tego materiału i nagrań ze spotkania z Rywinem, jeżeli to doprowadziło do osłabienia pozycji spółki Agora, a także rzuciło cień na “układ” III RP, którego modus furandi ma być właśnie on?! Wildstein powiela dalej bajeczkę i schemat myślenia, który został zbudowany po wybuchu tej afery, że odsłania ona brudy demokracji III RP. Pisze standardowe w tych przypadkach dyrdymały o fasadowości tej konstrukcji, nie unika użycia w znaczeniu pejoratywnym określenia “elity”, w kontekście powiązań polityczno - biznesowych. Problem jest tylko taki, że takie konstrukcje i poglądy zostały zbudowane w okresie funkcjonowania komisji rywinowskiej i pielęgnowane przed lata. Mit o układzie, sformułowany przez Andrzeja Zybertowicza, był samoistnym przedłużeniem tych poglądów. Stał się także programem politycznym, który wypełniał dychawiczny projekt tak zwanej IV RP. Niestety, pomimo długich i kosztownych (społecznie) poszukiwań tego układu, którego częścią miała być sprawa Rywina, a Michnik - zakulisowym Mefistofelesem - nie udało się go odkryć, ujawnić powiązań i zależności. Nawet słynny raport Macierewicza nie wstrząsnął Polską i nie doprowadził masowego potępienia “chorego układu” III RP. Nie jest prawdą, jak to widzi Wildstein, że establishment III RP zorganizował się w formie układu przeciwko rządom Prawa i Sprawiedliwości i IV RP. On się po prostu obudził i zareagował, widząc, jak usiłuje się pod płaszczykiem odnowy moralnej zanegować 20 lat wolnej Polski. Elity, tak nienawistne dla Wildsteina, rzeczywiście próbują kierować krajem i społeczeństwem wskazując im kierunki rozwoju. A kto inny ma to robić? Radio Maryja i Jerzy Robert Nowak? Czy może doktrynerzy katoliccy, pod wezwaniem Tomasza Terlikowskiego, czy manipulatorzy medialni, jak Jan Pospieszalski? “Gazeta Wyborcza” nie jest i nie była, dla ludzi myślących, jedyną wykładnią społeczną i jedynym centrum opiniotwórczym, jak chcą to widzieć dziennikarze prawicowi. Jest i będzie jednak zawsze głosem rozsądku i dyskusji, bez twardej ideologii i odwołań bogoojczyźnianych, narodowo - endeckich. Jest przykre, czytając Bronisława Wildsteina, że ten zdolny publicysta i zły pisarz, wszedł tak mocno w kanał pisania “zaangażowanego”. Mogę zrozumieć jego nastawienie psychologiczne, związane ze sprawą lustracji (sprawa śmierci Stanisława Pyjasa i działania Maleszki), mogę zrozumieć jego niechęć do części dziennikarzy 0 nie mogę zrozumieć, że dziennikarz tak inteligentny potrafi sprowadzić procesy polityczne i społeczne do działań Adama Michnika… Wildstein, kiedy nie pisze o Michniku (dotyczy to też Ziemkiewicza) - jest uczciwy, nie można mu zarzucić tego, że postępuje niezgodnie z pewnymi wzorcami, kanonami moralnymi. Ale to nie są wzorce, które mogą przynieść jakieś konstruktywne rozwiązanie, na przykład problemu lustracji, dla dobra społecznego.To, że to załatwi ona wszelkie problemy i oczyści państwo – to jest właśnie demagogia, która myślącemu publicyście nie przystoi. Jest coś takiego, na co zwrócił kiedyś uwagę Przemysław Gintrowski, że ludzie, którzy stan wojenny i najtrudniejsze lata 80 spędzili za granicą – czują, że są traktowani przez tych, którzy tu zostali – inaczej, trochę jak ciało obce, jak ludzie, którym coś się zarzuca…tak było z Jackiem Kaczmarskim, tak jest z Maciejem Rybińskim, podobnie – z Wildsteinem. I oni często nadrabiają to radykalizmem w sądach, takim często mściwym podejściem do innych… Na zakończenie - Panie redaktorze - sprawa “afery’ Rywina to była wewnętrzna rozgrywka obozu lewicy, skierowaną z jednej strony na osłabienie pozycji Leszka Millera, z drugiej strony - na przejęcie kontroli nad jednym z programów telewizji publicznej - a to, że Rywin trafił do Michnika - to był tylko odprysk sprawy. I to Adam Michnik stanął na wysokości zadania - a nie ci, którzy próbowali zbudować na tej sprawie teorię “układu” i IV RP. Azrael
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW