Adam, Ewa i piorun
	
dodano 29.12.2009
Ciepłe, niedzielne popołudnie. Widok z tarasu hotelowej restauracji był jedną z wielu atrakcji...
Ciepłe, niedzielne popołudnie. Widok z tarasu hotelowej restauracji był jedną z wielu atrakcji tej niewielkiej miejscowości w ... nieistotne, ta historia mogła zdarzyć się wszędzie. Szosa wijąca się łukiem miedzy dwoma wysokimi wzgórzami, ginąca za jeziorem  pełnym żaglówek. Na niebie majestatycznie poruszające się szybowce. Z prawej strony niczym stadko ptaków kilku lotniarzy szykiem podchodziło do lądowania.  Plac przed hotelem wypełniony samochodami łagodnie schodził w dół ku brzegom jeziora.  Drewniane pomosty służące do cumowania łodzi były puste. Wszystko co pływało znajdowało się  na wodzie. Łodzie jednak stały w miejscu, wiatr ucichł zupełnie, a tafla jeziora była gładka niczym stół. Przy jednym z pomostów stała łajba. Na niej siedziało kilku młodych miejscowych  chłopców opowiadając sobie dowcipy. Ta stara odrapana łajba nie pasowała do wypielęgnowanego otoczenia hotelu, gdzie widać było dbałość o każdy szczegół. Na tarasie przy jednym ze stolików siedział miejscowy biznesmen z żoną i grupą przyjaciół. Właśnie skończyli obiad i dopijali podane wino. Obok jakaś rodzina składała swoje zamówienie kelnerce, a w kącie przy długim stole rozbawiona piwem grupka turystów usiłowała śpiewać przy akompaniamencie  chyba początkującego gitarzysty. 
Wzgórza z wolna stawały się granatowe, a zbocza pokrywać  się zaczęły małymi punkcikami świateł. Kajakiem do brzegu dopłynęły dwie dziewczyny - spokrewniona  z właścicielem hotelu Ewa i jej przyjaciółka Ania. Uczennice liceum w pobliskim miasteczku wpadały latem nad jezioro w każdy weekend wynajmując zawsze ten sam domek kempingowy.   Wzgórza były ciemno - granatowe, a niebo przecinały błyskawice. Na tarasie sięgano po aparaty fotograficzne i kamery. Widok był wspaniały, zaczęło kropić. 
Dziewczęta przycumowały  kajak,  wyciągały swoje rzeczy i wiosła. Zaczął wiać wiatr, zrazu lekki i nieśmiały.  Dziewczyny podeszły do starej łajby, gdzie chłopcy nakryli się dużym kocem. Znały tu prawie wszystkich. Deszcz zamienił się w ulewę, a wiatr w wichurę w ciągu minuty, dwóch.  Młodzi ludzie okryci kocem postanowili schronić się w hotelu. Dzieliło ich niecałe 100 metrów. Szybkim krokiem zdążali do celu, przechodzili właśnie pod dużym dębem, gdy niebo się rozstąpiło  i nastąpił błysk nieziemski, a potem potworny huk. 
Wszyscy padli niczym kukiełki w teatrze lalek, tak przynajmniej wyglądało to z tarasu. Po dłuższej chwili podnieśli się i zaczęli  uciekać w panice, byle dalej. Poza jedną postacią. 
    Adam, Ewa i piorun - zobacz źródło
wróc do artykułów