Urny do lamusa?
dodano 19.04.2008
Rząd Donalda Tuska zapowiedział wprowadzenie możliwości głosowania przez internet już w 2009 roku. Czy czas otwierać szampana?
Gdyby rząd zrealizował swoje obietnice, my, internauci, nie
musielibyśmy wychodzić z domu chcąc oddać głos już w wyborach do
Parlamentu Europejskiego. Pomysł naprawdę przewyborny, ale czy w
informatyzacji polskiego życia publicznego nie znajdziemy bardziej
frapujących problemów? Obsługa podatnika przez internet wciąż pozostaje
fikcją, albowiem podpis elektroniczny dla przeciętnego Kowalskiego to
nadal zbyt duży wydatek.
Chcąc złożyć wniosek o przyznanie NIP, zmianę
dowodu osobistego czy cokolwiek innego, musimy wziąć oryginalny druk –
nie możemy bez wychodzenia z domu uzupełnić i wydrukować takiego
formularza. Najprawdopodobniej jedynym wygodnym i praktycznym sposobem
na weryfikację byłyby dowody osobiste ze zintegrowanym chipem, jednak
oprócz kwestii bezpieczeństwa pozostają jeszcze ogromne koszty z tym
związane i czas, który jest na to potrzebny. Przypomnę tylko, że
stosunkowo niedawno niektórzy korzystali z zielonych książeczek,
zamiast plastikowych kart, a PESEL2 jest wciąż w powijakach. Czytając
te wszystkie newsy o płaceniu za bilety telefonem komórkowym,
informatyzacją sądownictwa etc. ma się wrażenie, że niebawem będziemy
drugą Estonią. Na wrażeniu się tylko kończy.
Wróćmy jednak do
sprawy samego oddawania głosów. Po pierwsze – wspomniana już kwestia
bezpieczeństwa. Świadomość większości internautów w tej materii, jest
niestety – co tu dużo mówić – niezbyt zachwycająca. Tysiące osób
korzysta z niepołatanych, pirackich systemów, a o obecności jakiegoś
antywirusa czy dobrego firewalla już nie wspomnę. Często
cyberprzestępcom wystarczy do dokonania włamania naprawdę niewiele, a
raporty dotyczące bezpieczeństwa jeżą włosy na głowie. Pozostaje też
kwestia phishingu i innych sposobów pozyskiwania poufnych danych, na
które wielu raczkujących internautów jest wyjątkowo podatnych. Dobrym
rozwiązaniem wydaje się wysyłanie kodów weryfikacyjnych pocztą, ale to
z kolei znacznie zmniejsza komfort takiego rozwiązania.
Podstawowe
pytanie powinno jednak brzmieć: czy takie wybory wciąż będzie można
nazwać demokratycznymi? Konstytucja mówi o bezpośredniości wszelkich
wyborów, jak jednak sprawdzić czy głos oddany przez internautę był
oddany bezpośrednio? Czy nie znajdą się tysiące pomocnych dzieci i
wnuków, którzy „pomogą” nieobeznanym z cyberprzestrzenią rodzicom i
dziadkom? Co z tajnością głosowania – czy państwo jest w stanie
zapewnić system w którym nie będzie możliwości sprawdzenia na kogo i
przez kogo został oddany głos? Czy jest w stanie zapewnić absolutne
bezpieczeństwo systemu informatycznego? Na te pytania odpowiedzi
powinniśmy udzielić sobie już sami.
wróc do artykułów