Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
100 tysięcy zł czeka na Ciebie
dodano 07.11.2007
A może każdy taki konkurs powinien być oceniany z urzędu i otrzymywać zgodę na emisję (albo i... nie)?
Kilkanaście dni temu radio WAWA zakończyło radioturniej (skoro mamy wyraz teleturniej) pt. "Sto tysięcy za dychę". Niemal codziennie o godz. 8:15 podawany był numer banknotu dziesieciozłotowego, który to banknot komisyjnie wprowadzano do obiegu przez organizatora konkursu. Słuchacze mieli godzinę na poinformowanie o posiadaniu banknotu o podanym numerze. I setki tysięcy słuchaczy owładniętych było amokiem poszukiwania numeru wśród zgromadzonych dych.
Niektórzy mieli w domu ponad tysiąc banknotów. Jeden z konkursowiczów znakomicie przygotował się do walki o mamonę - zamroził (wycofał z obiegu) ponad 4 tysiące
dziesięciozłotowych banknotów. W skali kraju z pewnością zamrożono niezły kapitalik. Ale nie to było destruktywne. Otóż tysiące Polaków sprawdzało, zapisywało numer, poszukiwało, nadsłuchiwało wieści z radia, krótko pisząc - w skali kraju miliony godzin było marnotrawionych przez rodaków. I jeśli były to godziny prywatnie tracone, to można powiedzieć - osobista sprawa radioturniejowicza. A jeśli co setny pracownik (kasjer, bankier, sprzedawca, urzędnik, nauczyciel, lekarz, maszynista, pilot, górnik) wciągnął się w turniej i codziennie o tej porze sprawdzał numer?
Oczywiście, redakcja tego czy innego medium nie musi zastanawiać się nad reperkusjami wprowadzania swoich pomysłów (choć jednak powinna!). Oni chcą pokonać konkurencję, która również wymyśla rozmaite chwyty zachęcające do słuchania, oglądania lub czytania właśnie ich i tylko ich programów czy artykułów.
Parę razy dziennie ogłaszano hasło - „Nie wydawaj dziesięciozłotówek. Każda dycha może być warta 100 000 zł” skutecznie podgrzewało atmosferę walki o kasę... Nawet emitowano reklamkę, w której szef zarządza naradę o porannej porze, a podwładni sugerują zmianę czasu spotkania z oczywistego powodu... I to z powodzeniem!
Ponieważ numer podawany był wyłącznie o wspomnianej godzinie, to oczywiście był wielki zamęt wśród pracusiów w okolicach tej godziny oraz wśród śpiochów. Pierwsi wydzwaniali nerwowo (bo pamiętali wprawdzie, ale akurat mieli nawał roboty i byli z dala od odbiornika) do redakcji, znajomych i nieznajomych, także grzebali po internecie. Drudzy czynią to samo, ale z powodu przespania. Oczywiście, redakcja mogłaby umieścić poszukiwany numer na swym portalu albo po prostu podawać co parę minut na falach eteru, ale nie byłoby to aż tak zabawne. Ile to utrudnienie kosztowało i nerwów, i czasu w skali pracującej Polski?
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW